11 lutego 2017

Intro


Witajcie, Towarzysze Czytelnicy! Od dłuższego czasu jest tu cicho jak makiem zasiał, ale dzisiaj przychodzę dziś do was z małą niespodzianką. Wpierw wspomnę, że już zaniedługo powrócę z kontynuacją Historii Nieznanej, ale wcześniej opublikuję post, który będzie wisiał na blogu 3 dni streszczający najważniejsze dotychczasowe wątki, ponieważ doszły mnie słuchy, że przez ich ogromną ilość niezmiernie łatwo się w nich pogubić, dlatego powrót do fabuły po tak długiej przerwie może okazać się nieco kłopotliwy. Jeszcze dzisiaj lub jutro pojawi się tu świeżutki szablon :3
Otóż na samym początku HN planowałam całkiem inne Wprowadzenie. Nazywało się Intro i miało za zadanie już z góry przedstawić nam głównych bohaterów. Ostatecznie jednak z niego zrezygnowałam, bo:
1. Jest za długie
2. Doszłam do wniosku, że dla osoby pierwszy raz czytającej tego bloga to jeden wielki misz-masz przez ten nawał postaci
3. Opublikowana wersja podoba mi się bardziej
4. Mimo że starałam się jak mogłam, w 6-stronicowej notce nie umiałam wyraźnie zaznaczyć większości różnic w charakterach bohaterów

Wspomnę tylko jeszcze, że wszystko co powiedzieli bohaterowie w tej notce to prawda, ale po przeczytaniu całości nabiera to całkiem innego, nowego znaczenia ;D Nie przedłużając, zapraszam do odrzuconej koncepcji Prologu. Kto wie, może nawet wam się spodoba?




Jeżeli istniał ktoś wśród królewskich poddanych, kto został wręcz stworzony do dalekich wypraw oraz przygodnych podróży, to z pewnością nie był to Zazu. Lwioziemski majordomus czuł już w kościach, że starość bynajmniej nie postanowiła potraktować go łaskawie (albo to wina wczorajszych utarczek z nastoletnią Kiarą, która koniecznie uparła się, że chce się pobawić w &Przypnij Ogon!&, goniła więc biednego ptaka po całym królestwie, trzymając w zębach trawiasty ogonek zakończony przeraźliwie wielką szpilką). Jakikolwiek powód sprawił, że Simba postanowił wysłać akurat Zazu na misję przekazania oficjalnej wiadomości lwim wyznawcom Bogów Burzy w Górach Burzliwych, posłaniec wiedział jedno — wolałby już chyba dać się zjeść hienom, niż musieć lecieć taki kawał drogi bez ani chwili wytchnienia.
Jego ponure myśli wzmagały się tym bardziej, że właśnie szybował nad Ziemią Wyrzutków. Od widoku sczerniałych od słońca połaci ziemi i powyginanych kości zwierząt wylizanych do ostatniego kawałka mięsa robiło mu się niedobrze. Niemniej nie opuszczała go niezbita pewność, że na tej wysokości, na której się znajdował, nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo.
A przynajmniej do czasu, aż ni stąd ni zowąd drogę zagrodziła mu jakaś czarna sylwetka i zdzieliła go porządnie malutką piąstką w głowę. Zazu był tak zaskoczony, że ledwie zdołał krzyknąć, a latające gwiazdki i czarne plamki przed oczyma wcale nie ułatwiały lotu. Nim się zorientował, zaczął tracić wysokość, aż w końcu pochwyciły go czyjeś miękkie czarno-białe łapki z różowymi poduszkami.
— Proszę proszę, a kogo my tu mamy? Czyżby odwiedził nas lwioziemiec?
Zazu wyrwał się z uścisku i zaczął rozpaczliwie rozglądać się dookoła. Od razu tego pożałował, bo mgła wokół zrobiła się zbyt gęsta, by kogokolwiek dostrzec. Wtem po lewej stronie zaświeciły jaskrawozielone oczy należące do wilczego cienia zaczajonego w ciemności. Królewski posłaniec z ciarkami na plecach obserwował, jak nieznajomy powoli okrąża go z najeżoną sierścią na karku niczym słabą, bezbronną ofiarę.
— N-nie chcę kłopotów! — zawołał piskliwie. — Ja tu tylko, no wiesz, tak przelotnie...
— Zdajesz sobie sprawę, na jakiej strefie się znalazłeś? — zapytał wilk groźnie chrapliwym głosem. — Jestem Adis, wygnaniec z Gór Burzliwych. Igrałem z mocą, której potęgi nie jesteś sobie nawet w stanie wyobrazić.
— Z-z-z pewnością, p-p-panie, ale...
Wtem wśród płynących leniwie mgieł przemknęła druga postać. Poruszała się z kocią gracją, a delikatny wiatr wstrząsał jej rozczochraną czupryną, spod której Zazu przypatrywało się szafirowe, świecące oko.
— Jak miło wreszcie zobaczyć w tych stronach jakąś nową twarz — odezwał się kobiecy głos. — Jestem tą, którą stada na zachodzie zwą boginią chaosu Kirrą, towarzyszką boga śmierci Jahanamu. A widok przybysza tak dostojnego wzmaga mój... krwiożerczy apetyt.
— Ha! Wpierw jednak będziesz musiała poczekać, aż ja zaspokoję swój. Jestem Mirian, nietoperz-wampir ze wschodu. I mam niezmierną ochotę wyssać ostatnią kropelkę życia z jakiegoś nieszczęśnika: cóż za wspaniałe spotkanie, nie sądzicie, moi towarzysze? — Ku zgrozie biednego Zazu we mgle pojawiła się trzecia sylwetka, której niewielką posturę nadrabiały długie, błyszczące kły mieniące się jak brzytwy.
Nagle tuż za nim odezwał się czwarty głos, który ostatecznie potwierdził obawy majordomusa — został otoczony.
— Czy ja dobrze słyszę? Lwioziemiec wkroczył na nasze terytorium? A to ci dopiero smakowita niespodzianka.
— M-mogę odlecieć czym prędzej i więcej mnie nie zobaczycie — zapewnił Zazu, aż nadto energicznie gestykulując roztrzęsionymi skrzydłami.
— Możesz sobie uciekać. Ale i tak nie umkniesz przed Vathem mordercą, Tym, Który Rozmawia z Duchami.
Posłaniec zaczął się cofać, mając nadzieję, że jednak — zachowując pozory spokoju i nie drażniąc zbytnio Wyrzutków — uda mu się cichaczem wyrwać z zaciskającego się kręgu. Lecz w tym momencie uderzył plecami o coś twardego, a gdy spojrzał w górę, wszelkie jego plany rozprysły się jak mydlana bańka.
— Witaj, Zazu, stary przyjacielu — usłyszał nad sobą głębokie warknięcie, od którego całe jego ciało wstrząsnęła fala rozpaczliwego strachu. — Pamiętasz mnie jeszcze?
— Ach, j-j-jakże bym mógł zapomnieć! — wykrzyknął z paniką, patrząc w dwa jarzące się jaskrawoczerwone ślepia należące do szarego lwa z czarną, rozczochraną grzywą. — Kopę lat! N-n-n-niezmiernie miło mi znów... ekh... Wiesz... Ładny mamy dziś dzionek, nieprawdaż? — Wtem lew chwycił go mocno i uniósł w górę jak szmacianą lalkę.
— Jak myślicie, towarzysze, co zrobić z tym intruzem?
Wówczas z mgły wyłoniła się reszta wyrzutków, patrząc na Zazu jak na wykwintne danie mięsne.
— Spalmy go w ofierze bogowi Jahanamu! — zawołała lwica z rozwianymi włosami.
— O rajku! Ja bardzo źle znoszę gorąco!
— A po co się tak fatygować? Lepiej od razu rozprujmy mu brzuch, jest łatwiej i szybciej — zaproponował wilk z czarną, wystrzępioną na karku sierścią i tajemniczymi symbolami na futrze.
— Na duchy przodków!
— Nie nie nie — zaoponował serwal z ciemną grzywką opadającą na oczy i uszami chuligańsko poprzebijanymi małymi, drewnianymi kółkami. — Za dużo mięsa się zmarnuje. Co powiecie na to, żeby go poćwiartować na kawałki i podzielić po równo?
— Litości! Jestem ciężkostrawny!
— Nie lepiej od razu wbić mu się w żyły i wyssać z niego krew? Jestem pewna, że smakuje wręcz wyśmienicie — uśmiechnęła się nietoperzyca.
— Niepraw-
— Załaz, to wy gło jesczłe chcecie dziełić? — powiedział się lew z pełnymi ustami, ukradkiem wciągając do ust ostatnie niebieskie piórko.
— Nuka, wypluj go. Jeszcze z nim nie skończyliśmy.
Nuka wzruszył ramionami i — dosłownie — splunął nieszczęsnym Zazu, który przeturlał się kilka razy oraz spojrzał z niesmakiem na swój zmasakrowany stan.
— Mam dziwne deja vu — westchnął, otrzepując skrzydła.
— Mam o wiele ciekawszy pomysł. — Uśmiechnął się Adis, ukazując rząd przeraźliwie ostrych zębisk. — Towarzysze, wpadł nam przecież prosto w łapy sam królewski posłaniec!
— W takim razie chyba nie powinien mieć nic przeciwko przekazania naszej... skromniej wiadomości — podchwycił Vath.
— Tak właściwie, to ja już miałem misję, która...
W owej chwili cała piątka spojrzała na niego tak groźnie, że Zazu zamknął dziób z donośnym kłapnięciem.
— Powiesz temu swojemu władcy, że jeśli nie pokłoni się przed wyrzutkiem Watahy Zmierzchu, czekają go męki tak straszliwe, że nawet duchy przodków mu już nie pomogą — surowo nakazał Adis, jednym ruchem łapy powalając Zazu na ziemię tak, aby nie mógł się podnieść.
— A zwrócą się przeciw niemu, tako bowiem nakaże im Ten, Który Rozmawia z Duchami — podchwycił Vath.
— Sam bóg śmierci będzie doglądał jego cierpień, z rozkoszą wsłuchując się w krzyki rozpaczy — wysyczała lwica z grzywą.
— Ale przede wszystkim przekażesz mu, że potomkowie Skazy Bratobójcy, syna Ahadiego Porywczego, potomka Reyvanarda Okrutnego wciąż żyją i nie spoczną, dopóki nie odda tronu w prawowite łapy. — Lew nachylił się nad Zazu z płonącymi, czerwonymi oczami. — Dopadnę go, słyszysz? I rozerwę na strzępy.
— A-a-a cz-czy mam sobie to wszystko z-zanotować?
— Leć już!
Zazu natychmiast wzbił się w powietrze, przez moment nie umiejąc uwierzyć w swoje szczęście. Żył. Ze złamaną dumą i obślinionymi skrzydłami, ale żył. Gdy pięć sylwetek zniknęło za horyzontem i z pewnością nikt nie mógłby go już usłyszeć, wykrzyknął sam do siebie:
— Co za podli dranie! Król powinien przegnać tych podłych wyrzutków na cztery strony świata, ażebym tu ich więcej nie widział. I co ja mu teraz powiem? Zniszczyłem misję. Wszystko pozapominałem!
Jak mnie Simba za to dopadnie, to spali mnie na stosie, poćwiartuje na kawałki i wyssie krew, tego jestem pewien!
***
Piątka wyrzutków doglądała intruza, który po chwili stał się już zaledwie malutką plamką na jasnopomarańczowym nieboskłonie. Towarzysze spojrzeli po sobie znacząco, aż ni stąd ni zowąd czarna nietoperzyca parsknęła śmiechem, przez co Vath i Adis niemal podskoczyli z zaskoczenia.
— Hej, widzieliście jego minę? Następnym razem trzy razy się zastanowi, zanim wkroczy na nasze terytorium!
— Ja tam wolałbym go zjeść — burknął Nuka pod nosem. — Tak to nawet nie wiemy, czy w ogóle dotrze na miejsce.
— Nie powiesz mi chyba, że nie podobało ci się te twoje pięć minut?
Wyrzutek zmarszczył brwi, a tymczasem Vath szturchnął lwicę porozumiewawczo. — Patrz, Luka, teraz się zacznie.
— Moje pięć minut?
— No wiesz... — W tym momencie Miri zrobiła teatralny jest i przekoloryzowanym tonem udającym charakterystyczną niską barwę głosu Nuki zawołała:
— Oto i ja, syn Skazy Bratobójcy, syna Kototeniza Wielkopomorarowskiego, syna Kogla Kogośtam Jakiegoś tam, potomka Jednego z Wielkich Królów, Którego Imienia Nikt Nie Pamięta, oh oh oh! Musiałeś, po prostu musiałeś używać tych pokręconych tytułów.
Nuka poczerwieniał na twarzy i zarył pazurami o ziemię, zostawiając na niej głębokie bruzdy.
Każdy kto jest jakkolwiek spokrewniony z linią królów ich używa.
— Z linią królów, panie! Ojejku, jakież to królewskie. Królewskie wyrzutki, no kto by pomyślał? Jaka szkoda, że nie ma wśród nas jeszcze Wybrańca, byłby pełny skład!
— Powiem ci, kto nie pomyśli, jak cię zaraz rozmażę na skale.
— No i się zaczęło Wielkie Lwioziemiowanie — westchnął Adis, po czym oparł się o resztkę spróchniałego krzewu, leniwie podgryzając kawałek słomy. — Przynieście coś do chrupania, bo to trochę potrwa.
— Hej! To jest bardzo poważna sprawa - zaznaczył Nuka, wymierzając oskarżycielsko palec prosto w Mirian. - Bo, jak wszystkim wiadomo, to JA i TYLKO JA powinienem być Wybrańcem.
W tym momencie lew rozpoczął swój regularny rytuał chodzenia w kółko i podirytowanego burczenia pod nosem, w którym to niezbyt przyzwoitym słownictwem wyrażał swoją wściekłość. Vath przysunął się bliżej Adisa oraz Luki, a następnie szepnął konspiracyjnie:
— Hej, zakładamy się? Myślicie, że zajmie mu to krócej, niż w zeszły wtorek?
— Prędzej pozdychamy tu z głodu — rzuciła Mirian półgębkiem.
— Słyszałem to!
— Hej, hej, hej! — zawołała Luka, zręcznym ruchem przysuwając do siebie całą czwórkę przyjaciół. — Nie ma się o co kłócić. W końcu nie po to przeszliśmy razem to wszystko, żeby się teraz przekomarzać, prawda?
— Ale od tego właśnie wszystko się zaczęło — zauważył Vath. — Gdyby Mirian mnie wtedy nie trzepnęła, to...
— Nie, zaczęło się całkiem inaczej — zaprzeczył Nuka, kręcąc głową. — Do dzisiaj pamiętam, jak... ooo! To dopiero było dziwaczne doświadczenie!
— Tylko nie zapominaj o numerze z Imperialistami — uzupełniła Mirian, a zaraz potem wskoczyła mu na grzywę i szturchnęła go znacząco. — Nieźle razem wtedy namieszaliśmy, co nie?
— Ale jeszcze wcześniej przybyli Strażnicy! — dodał Adis. — I wtedy pomyliłem Lukę i Nukę z...
— Nawet nie wspominaj, głuptasie! — roześmiała się Luka.
— Chyba najwyższy czas przysiąść w ciepłej grocie i opowiedzieć wszystko od początku, co wy na to? — zasugerował śmiało Vath.
— Dajcie spokój, słyszeliśmy wszyscy tę historię już z milion razy — mruknął ponuro lew. — I kto w ogóle miałby ochotę tego znowu słuchać?
— Ja! Ja mogłabym tego słuchać nawet miliard razy! — ucieszyła się Luka, po czym, klasnąwszy entuzjastycznie w łapki, przysiadła na ziemi, w jednej chwili przenosząc pełen zafascynowania wzrok na Nukę. — Masz talent do opowiadania, zaczynaj!
Nagle cała czwórka padła na ziemię, wpatrując się w niego jak w obrazek. Miri usadowiła się wygodnie pomiędzy uszami Vatha, a Adis — jak zawsze, gdy miał czegoś słuchać — zaczął machać ogonem oraz skubać zębami patyk. Luka uśmiechnęła się zachęcająco, wciskając się pomiędzy resztę przyjaciół. Lew najpierw spojrzał to w jedną stronę, to w drugą, aż wreszcie dał za wygraną i pokręcił głową z lekkim półuśmieszkiem.
— Do dobra dobra, wygraliście. A więc to wszystko zaczęło się tak...






Król Lew: Historia Nieznana - Mirian
A że nie obeszłoby się bez moich bazgrołów, łapcie szkic Mirian na zakończenie! :3

7 komentarzy:

  1. Stary prolog mimo wszystko ciekawy, nowy jednak znacznie lepszy :) Tutaj zaciekawił mnie jednak jeden szczegół, a mianowicie wypowiedź Nuki: "Ale przede wszystkim przekażesz mu, że potomkowie Skazy Bratobójcy [...] wciąż żyją i nie spoczną, dopóki nie odda tronu w prawowite łapy". Potomkowie Skazy ... Nuka urzył liczby mnogiej, a z tego co wiadomo Kovu nie jest spokrewniony ze Skazą, a Nuka raczej nie wychwalałby go w tak oficjalny sposób. Może miał na myśli siebie i Vitani ? Albo (i tu ciekawsza teoria) Skaza w twojej wersji miał jeszcze więcej spadkobierców. Dodatkowo Nuka znacząco podkreślił, że "potomkowie Skazy wciąż żyją" czyli Simba uważa Nukę i resztę spadkobierców za martwych ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz! c:
      Nuka używając liczby mnogiej miał na myśli swoją siostrę Vitani (wtedy bowiem jeszcze nie wiedział, że sam synem Skazy tak naprawdę nie był), ale to w żadnym wypadku nie skreśla drugiej teorii. Nie mogę podać jasnej odpowiedzi w tym temacie, bo zniszczyłabym całą zabawę ;D
      Akcja tego Prologu rozgrywa się, gdy Kovu był juź prawie dorosły, czyli tuż przed KL2. Do tego czasu między lwioziemcami a wyrzutkami nie było żadnych utarczek - Nuka mówił więc o tym, żeby Simba nie czuł się zbyt pewnie, bo tuż obok wciąż istnieją osoby - w tym wypadku potomkowie Skazy - które nie spoczną, aż nie zobaczą go martwego u ich stóp, nawet jeśli od dłuższego czasu nic konkretnego się nie działo. A więc sformułowanie "potomkowie Skazy wciąż żyją" można zinterpretować jako coś w stylu: "Simba, nie czuj się zbyt pewnie, nadal tu jesteśmy, zwarci i gotowi na atak".
      Pozdrawiam cieplutko! :D ~ Krävariss

      Usuń
  2. KOCHAM KOCHAM! To było takie zabawne! ;D Nawet nie wiesz jak uwielbiam się śmiać C; Więcej takich postów!
    Cieszę się, że niedługo wrócisz na HN! To świetna wiadomości! No i Mirian- jest śliczna, pomimo tego że na początku przypominała mi... E, nie ważne! Wygląda na to że będzie moją ulubienicą zaraz po Luce.
    Wiesz, podoba mi się, że dodajesz takie elementy do historii jak np. religie czy przydomki władcom, bo ja uwielbiam takie sprawy! Sama chciałam umieścić podobne rzeczy u siebie, no ale... XD Nici z tego! Aniva to koszmar XDDDDD
    Pozdrawiam c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rajku, jak miło! <3 <3 <3
      Haha, obiecuję, że będzie więcej postów tego typu ;D
      Bardzo się cieszę, że spodobał ci się design postaci Mirian ^-^ Wiem, tamten zarys sylwetki był dość sugestywny XDDD
      Dziękuję ci bardzo! Staram się wkładać coś od siebie w tę opowieść i serduszko mi się raduje, że lubisz wątki tego typu :D
      Aniva jest super! X3
      Również pozdrawiam! c; ~ Krävariss

      Usuń
  3. Świetne! Chyba jako nielicznej ta wersja podoba mi się bardziej. To przekomarzanie się przyjaciół było takie...fajne to mało powiedziane! Ta akcja z pomyleniem Nuki i Luki z bogami musiała być niezła! Czekam na to w opowieści! xd
    Cieszę się, że wreszcie wracasz na bloga. Miri jest śliczna!
    Dobra kończę ten chaotyczny i bezsensowny komentarz.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam chaotyczny i bezsensowny, mnie się niezmiernie spodobał! <3
      Hah, dla Adisa już raczej niekoniecznie XD Już niedługo ten moment się pojawi, bo strzeszczę się z dodawaniem notek :D
      O, dziękuję ^-^ Ale za to jaka awanturnicza! c;
      Także pozdrawiam! ~ Krävariss

      Usuń
  4. Nie mam dzisiaj weny do komentowania,ale słowo na zachętę..udany.Cieszę się,że w końcu wracasz i oczywiście czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń