1 października 2016

Odcinek 1 cz. 1 Historia Luki: Rozdział III

W jej duszę wpisane jest zło


Bywały takie dni, kiedy nie działo się nic szczególnego. Czwórka rodzeństwa traktowała się nawzajem jak najbliżsi przyjaciele — lwiątka wszędzie chodziły razem, wygłupiały się i harcowały jak na wesołe energiczne dzieci przystało. Zuba, jako że posiadał najwięcej charyzmy, zawsze był nieoficjalnym przywódcą grupy: rozstrzygał ważniejsze spory i dbał, aby żadne z rówieśników nie robiło niczego bardzo niebezpiecznego. Jako przyszły król czuł się za nich odpowiedzialny (oczywiście tak, jak tylko odpowiedzialnie może czuć się dziecko). Ciągle musiał wyciągać Furahę z tarapatów, ponieważ jego młodszy brat był niewyczerpalnym źródłem niemądrych pomysłów, a Lukę ściągać z czubków drzew i powstrzymywać od ciekawskiego zaglądania w paszcze hipopotamów.
— Ale tam mogą być skarby! — wołała, gdy targał ją za uszy, byleby tylko znaleźć się jak najdalej od pobliskiej rzeki.
— Ja też chcę znaleźć skarb! — zawtórował Furaha. — Mogęmogęmogę?
— Czemu od razu nie poszukacie w paszczach aligatorów? — rzucił lewek ironicznie.
— Ojej, jaki doskonały pomysł!
Ale bywały też takie dni, które od razu pragnie się wymazać z pamięci.
Dziś nadszedł właśnie taki dzień.
Mała Luka wymknęła się cichaczem z groty, gdy wszyscy jeszcze spali. Chciała pooglądać wschód słońca na pobliskim wzgórzu. Delikatna fioletowa łuna przecinała nocne niebo, zwiastując zbliżający się poranek. Na horyzoncie gwiazdy powoli zaczęły znikać. Rozweselona lwiczka przedarła się przez wysoką trawę, skacząc i biegając naprzeciw wietrzykowi. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zabrać ze sobą Furahę, ale ostatecznie postanowiła wybrać się sama.
Niestety nie uszła daleko, kiedy usłyszała tajemniczy szelest. Luka zamarła w bezruchu, nasłuchując. Rozpoznała znajomy głos.  O nie! Proszę, tylko nie on! — wołała w duchu.
Niedaleko spacerowała banda Karahy z południowego Białego Stada. On, jego zarozumiała siostra i dwa młodociane osiłki lubili zapuszczać się daleko na wyprawy. Dziewczynka wiedziała, że jej pozycja księżniczki nic dla nich nie znaczy. Już nie raz miała okazję się z nimi spotkać, a Karaha za każdym razem nie szczędził jej przykrych słów i obraźliwych żartów, gdy rodziców nie było w pobliżu. Na szczęście zawsze przebywała w towarzystwie, więc sprawy nigdy nie posunęły się za daleko,
Teraz jednak została sama.
Najciszej jak tylko umiała, odwróciła się i zaczęła skradać w przeciwną stronę. Obejrzała się za siebie i nagle uderzyła głową o coś twardego.
— Hehehe, ej! Patrzcze cio źnalaslem! — Po tych słowach usłyszała głupkowaty rechot nad sobą. Nigdy nie pomyliłaby go z nikim innym: to był Mabawu, który w bójkach stracił prawie wszystkie przednie mleczaki i teraz seplenił, jakby miał kamień zamiast języka. — Maly chlopieć sie zgubil!
Luka z obrzydzeniem otarła pyszczek — oczywistą wadą nieposiadania zębów jest także plucie na wszystkie strony.
— Przecież wiesz, że jestem dziewczynką! — rzuciła jakby od niechcenia, wycofując się. Zaraz jednak została boleśnie chwycona za swoją czarną czuprynę i jedno szarpniecie powaliło ją na ziemię.
— No no no, ale nam się trafiło. — Spomiędzy trawy wyszedł Karaha ze złośliwym uśmieszkiem. — Toż to książę Luke we własnej osobie.
— Chłopaki dajcie jej spokój, mieliśmy tylko poszukać czegoś do zabawy i wracać... — rozległ się dziewczęcy głos. To była jego siostra. Chociaż patrzyła na Lukę z najwyższą pogardą, wcale nie śmieszyło jej nabijanie się z księżniczki.
— Przecież znaleźliśmy! Widziałaś kiedyś coś zabawniejszego, Mariko? Beżowa lwica z grzywą, czyli jak wychować pokrakę.
Mabawu i Ramsay zareagowali wybuchem śmiechu. Luka zacisnęła zęby i zmrużyła oczy.
— Fajnie, ponabijaliście się. Mogę już sobie iść?
— Och, a dokąd to się tak spieszysz? Jeszcze nawet nie zaczęliśmy się bawić!
W tym momencie drogę odciął jej Ramsay, groźnie napinając muskuły. Był od niej co najmniej cztery razy większy i o wiele starszy — podobnie jak Mabawu wkraczał już w wiek nastoletni. Pomimo że Karaha był od nich o parę lwich lat młodszy, to i tak cieszył się sporym posłuchem. Mariko siedziała obok znudzona, jednak od czasu do czasu spoglądała kontrolnie w stronę chłopaków — wolałaby, aby raczej nie przegięli ze swoimi "zabawami".
— Powiedz no mi, Luke, gdzie można dostać taką ładną grzywę? Taka mała dziewczynka, a ma więcej kłaków na głowie niż Ramsay i Mabawu razem wzięci. Podobno masz tak od urodzenia?
Luka wysunęła różowe pazurki i wbiła je w ziemię.
— No proszę proszę. Ktoś tu mi zazdrości.
Karaha poczerwieniał, po czym ze złości przewrócił ją na plecy, unosząc łapę z wyciągniętymi pazurami ku górze.
— Uważaj, mała gnido, bo wkrótce kolor sierści i grzywa nie będą jedyną oszpecającą cię skazą — wysyczał jej do ucha, przejeżdżając palcem po jej twarzy. Luce serce biło szybciej niż uderzenia motylich skrzydeł. — Myślicie, że ktoś by zauważył, gdybym wydłubał jej oko?
— Karaha! — upomniała Mariko, lecz on nawet nie zwrócił na nią uwagi.
— Przecież przykryłaby włosami, na coś się muszą przydać, co nie?
— Zostaw mnie w spokoju, a nikomu nie wspomnę o tym, co tu zaszło — wycedziła Luka przez zęby, usilnie starając się powstrzymać drżenie głosu.
— He. He he! Dobre. Książę Luke mi grozi! Słyszeliście? — tu wbił jej boleśnie pazury w głowę i zaczął bezczelnie ciągnąć ją za włosy. — I tak nikomu nie będzie cię żal. A teraz, mała księżniczko, masz skomleć o litość. Na klęczkach!
Lwica w jednej chwili zebrała wszystkie swoje siły i wymierzyła mu kopniaka prosto w brzuch. Lewek nagle jakby skurczył się w sobie i rzucił na ziemię z bólu. Nie spodziewał się tego. Lwica odrzuciła go na bok i zaczęła uciekać, lecz wtem poczuła silne szarpnięcie za ogon. Mabawu wyszczerzył się w obrzydliwym uśmiechu i pociągnął w swoją stronę. Karaha tarzał się po ziemi, gdy wszystkie jego wnętrzności niemal paliły żywym ogniem. Kiedy się podniósł, w oczach stały mu łzy.
— Ubijcie ją!!! Na miazgę!!! Zaraza ma mnie przepraszać i błagać o litość!!!
— Nie, to ty masz ją błagać o litość, ty gamoniu! — rozległ się głos i ni stąd ni zowąd pomiędzy Ramsay'a a Mabawu wskoczył Zuba. Rzucił się na dwa razy większego lwa i powalił go na ziemię, uwalniając swoją siostrę, jednak osiłek nie dał się zaskoczyć tak łatwo. Odrzucił napastnika niedbałym ruchem, lecz w tym momencie oberwał... papają?
— Nikt nie ma prawa zadzierać z moją siostrą! — zawołała Aisha, a usadowiwszy się wpierw w wygodnym miejscu pomiędzy gałęźmi, zaczęła ciskać w nieprzyjaciół wszystkim, co nawinęło jej się pod łapki. Luka podskoczyła z radości, złapała lecący melon i rozłupała go oszołomionemu Ramsayowi na głowie. Karaha w przypływie desperacji chciał ją podejść od tyłu, lecz poczuł, jak coś miażdży mu ogon.
— Siemasz, Karaha! — wykrzyknął Furaha, chwilowo zajęty żuciem jego ogona. — Od mycia futra jeszcze nikt nie umarł, wiesz?
Rodzeństwo stanęło murem ramię w ramię, gotowe walczyć u swojego boku. Ramsay i Mabawu spojrzeli tępo na Karahę, oczekując na jego rozkazy. Lewek spojrzał z nadzieją na Mariko, lecz tamta stała w miejscu zapatrzona w swoje pazurki. Nie miał ochoty na walkę, chciał jedynie się ponabijać, lecz sprawy zaszły za daleko.
Poza tym Zuba mógł mu poważnie zaszkodzić jako przyszły król.
— Nie będziemy marnować czasu na takich jak ona. Idziemy, chłopaki!
— O nie nie — warknął Zuba i chwycił lewka na skórę na karku, przez co tamten stracił równowagę i wylądował na plecach. Jego kompani popatrzyli na siebie z niepokojem: nawet oni nie mieli najmniejszego zamiaru zadzierać z osobą, która wkrótce miała posiadać nieograniczoną władzę. — Najpierw przeprosisz moją siostrę.
— Wolę skisnąć pod toną kamieni!
Zuba przytrzymał go i chwycił za gardło.
— Przeproś ją. Natychmiast — wymruczał groźnie.
— Nie, Zuba, czekaj! — przerwała Luka, odtrącając go od Karahy. — Naprawdę, nie warto. Kiedyś może się opamięta. — Tu zwróciła się do niedawnego gnębiciela: — O, i dzięki za ciekawą lekcję wyprowadzania ciosów. Jak na chłopaka masz bardzo miękki brzuszek, wiesz?
Karaha oddalił się z towarzyszami z podkulonym ogonem, złorzecząc pod nosem. Gdy zniknął na horyzoncie, Aisha i Furaha zawyli ze szczęścia, przybijając sobie piątki.
— Nic ci nie jest? — dopytywał się Zuba. — Nam nadzieję, że nic ci nie zrobił?
— Nie, on umie tylko straszyć. — Zrobiła bagatelizujący gest. Serce wreszcie jej się uspokoiło i mogła już normalnie oddychać. Przez kilka chwil lwiczka naprawdę była przerażona. — Dziękuję ci, braciszku. Jesteś wspaniały.
— Dla ciebie wskoczył bym w ogień — roześmiał się lewek. — To jak, niefajny uścisk przyjaźni?
— Ja też chcę się tulić! — wykrzyknął Furaha i wcisnął się pomiędzy rodzeństwo.
— Nie zapominajcie i mnie. To ja wpadłam na pomysł z papają! — przypomniała Aisha, obejmując siostrę i braci.
— Wiecie, co to było? Kolejna wspaniała przygoda! — oznajmiła Luka, unosząc łapki ku górze.
— Tak, lepsza niż tysiąc gazeli! — potwierdził Furaha.
— Ale nie powtarzajmy jej więcej.
— W życiu, nawet na tysiąc gazeli.
***
Kilka dni później, kiedy to Zuba planował wybrać się nad wodopój i poćwiczyć skradanie, podszedł do niego ojciec. Lewek od razu poznał, że Hatari chce mu przekazać coś ważnego; gdy się zbliżał, rozglądał się czujnie na boki, jakby bał się podsłuchu.
— Zuba — wymruczał z surową miną. — Musimy bardzo poważnie porozmawiać. Na osobności.
Lwiątko przełknęło ślinkę.
— Ja wcale nie chciałem zniszczyć Aishy tego kwiatka, to był przypadek, ja...
— Co? Nie nie, nie o tym. Chodź za mną.
Zuba podążył za ojcem. Ciekawość niemal skręcała mu żołądek. Czuł się niezmiernie podekscytowany, nigdy bowiem nie wyprawił się jeszcze tak daleko. Starał się być poważny tak jak król. Od razu było widać, że lewek najbardziej podał się do Hatariego: ostre rysy pyszczka, wąski czarny nos i mocno zarysowana szczęka czyniły z niego niemalże idealną kopię. Jedynie po matce odziedziczył roziskrzone spojrzenie dużych oczu w kolorze głębokiego szafiru — podobnie jak Luka.
Królestwo Siedmiu Władców wyglądało cudownie. Niebo, po którym leniwie płynęły różowawe brzuchate chmurki, nabrało przepiękny odcień chłodnego błękitu. Trawa falowała, wygrzewając się w ostrych promieniach zachodzącego słońca. Horyzont pogrążył się w jasnej łunie, sprawiając wrażenie niezwykłej tajemniczej krainy, po którą wystarczy tylko sięgnąć łapą. Gdy ojciec z synem przechodzili pomiędzy baobabami, z korony drzew poderwało się stadko skrzeczących tęczowych papug.
— Gdzie idziemy? — dopytywał się Zuba. Skała Moyo stała się już tylko malutkim wybrzuszeniem w oddali.
— Synu — zaczął Hatari. — Chciałbym ci coś pokazać.
— Co dokładnie?
— Zieloną Ziemię.
Lwiątko stanęło jak wryte, przyglądawszy się mu z niedowierzaniem.
— Ale tam podobno jest niebezpiecznie!
— Ze mną nic ci nie grozi.
Kiedy wyszli na wzgórze, przed nimi otworzył się widok na rozległą dolinę przypominającą głęboką misę. Zubie niemal ugięły się kolana. Tam na dole ziemia wyglądała zupełnie inaczej. Miała brzydki ciemnobrązowy odcień oraz usiana była brudnymi kałużami zarośniętymi kolczastymi krzewami. Gdy podszedł bliżej, łapki zapadły mu się w lepkim mule. W powietrzu unosił się nieznośny odór zgnilizny, a otoczenie niemal drżało od uderzeń licznych komarzych skrzydeł. Na mętnej wodzie pływały brudy nieznanego pochodzenia. Lwiątko nie mogło uwierzyć własnym oczom.
— Co tu się stało? — wyszeptał z niedowierzaniem.
— To mój drogi jest kara zesłana wiele pokoleń temu na ciemne lwy za ich wrodzoną podstępność. Chodzą pogłoski, że urządzali krwawe zawody dla zabawy i zjadali własne dzieci podczas pory suchej.
— To okropne! — przeraził się lewek. — Ale przecież to niemożliwe! Ty i mama mówiliście, że Luka jest jedyna na świecie, że nikt więcej...
Hatari westchnął głęboko.
— Ja i mama chcieliśmy was chronić od tej okropnej wiedzy, lecz najwyższy czas dorosnąć, mój synu. Gdy ich własne terytorium zostało zniszczone przez Władców, chcieli podstępem odebrać nam nasze królestwo! Napadli na nas bez wypowiedzenia wojny i zabili dziesiątki niewinnych. Musieliśmy się bronić. Assassin w swej wspaniałomyślności zarządził, że każdy ciemny lew musi zostać zgładzony. To dla naszego dobra. Chodź, pokażę ci coś jeszcze.
Hatari zaprowadził syna pomiędzy czerwone skały na zachodniej granicy Zielonej Ziemi. Trawa rosła tam rzadko, a rachityczne drzewa uginały się pod własnym ciężarem. Zuba chciał natychmiast uciec. W oczach stanęły mu łzy.  To nie może być prawda!   — powtarzał sobie w duchu.
Pomiędzy głazami leżały lwie szkielety. Niektóre były wykrzywione w agonii, inne rozłożone na ziemi jak po bolesnych torturach. Zuba wolał odwrócić wzrok, jednakże nie dał rady. Patrzył z przerażeniem w puste oczodoły wzniesione ku niebu w ostatniej modle. Lwiątko cofnęło się ze zgrozą.
— Czy to...
— To pozostałość po bitwie, tak. Bitwie, do której doprowadzili ciemni. Byliśmy bezbronni. Szarpali nasze gardła i rozrywali skórę, ostatecznie jednak udało nam się wygrać. To właśnie tutaj zginął ich król. Nasi odważni żołnierze przepędzili ich daleko, sami odnosząc straszliwe rany. Zuba, nie przyprowadziłem cię tutaj, aby cię straszyć, ale dlatego, że jesteś przyszłym królem — tu spojrzał mu głęboko w oczy. — Kiedyś mnie zabraknie na tym świecie, a niebezpieczeństwo wciąż trwa. Gdy ja umrę, ty musisz kontynuować zbawienne dzieło naszych przodków. Jeżeli tego nie zrobisz, Królestwo Siedmiu Władców zamieni się w to:
Król wskazał łapą na śmierdzące bagna.

— Tato — jęknął Zuba. Łzy spływały mu cienkimi strużkami po białych policzkach. — Ale ja nie chcę zabijać.
— Nie martw się, to nie są lwy. To podgatunek, który sama natura postanowiła wytępić. My tylko pomagamy Kręgowi Życia utrzymać harmonię. Mój drogi, ciemni są źli z natury. Rodzą się z niewymazywalną skazą na sercu, gniją od środka od swoich barbarzyńskich rządz! Popatrz im w oczy, tak jak ja patrzę w twoje, a ujrzysz w nich jedynie pustkę. Musisz ochronić królestwo. Musisz wznieść się ponad przyziemne uczucia i zachować zimną krew, gdy będziesz zaciskał palce na ich miękkim gardle. Ich dusze będą ci wdzięczne na wieki za uwolnienie z tej hańbiącej skorupy, zapewniam cię. Musisz wykazać się odwagą, gdy własna siostra zwróci się przeciwko tobie!
— Nie! — krzyknęło zrozpaczone lwiątko, zatykając uszy. — Luka jest inna, ona jest dobra! Kocha mnie i ochroniłaby mnie tak samo, jak ja chronię ją! Ona tak często się śmieje, robi głupoty, ale przecież...
— Jest jedna rzecz, o której ci nie powiedzieliśmy. — Hatari nachylił się nad Zubą konspiracyjnie. — Luka może odebrać ci tron.
Nastała okropna cisza. Zuba drżącymi łapkami odetkał sobie uszy.
— J... Jak to? Ja... Ona nie ma prawa...
— A no nie ma — potwierdził skwapliwie Hatari. — Ale jak już mówiłem, ciemni są źli z natury. Kiedyś oboje dorośniecie: ty na dorosłego dostojnego władcę, ona na silną podstępną kobietę. Twoja matka popełniła w przeszłości straszliwy błąd, opętana przez mroczny czar ciemnych: zaprezentowała Lukę jako pierwsze lwiątko. Według prawa Siedmiu, teraz to ona jest prawowitą królową, nie ty. Wywalczyłem dla ciebie pierwszeństwo do tronu, lecz na jak długo?
— Luka by tego nie zrobiła...
— Spójrz w puste oczodoły tamtych biednych nieboszczyków. Czy oni spodziewali się ataku? Nie. Ufali swym sąsiadom. Za karę ich ciała zjadły robaki, a imiona na zawsze znikły ze świata. Gdy Luka dorośnie, wbije ci pazury w plecy i odbierze władzę. Zorganizuje powstanie niedobitych ciemnych stad, by zniszczyć królestwo. Ja wiem, że ona tego pragnie w głębi sczerniałej duszy... Za parę lat nie zawaha się zamordować cię podczas snu. Nawet nie zauważysz, a twoja krew rozleje się po ścianie, plamiąc w zniewadze twoje białe futro. Jej grzywa to łaskawe ostrzeżenie od duchów przodków. Mówię to, bo cię kocham.
Hatari przysunął synka do siebie i pozwolił mu wypłakać się w jego gęstą grzywę.
— Dlaczego... — szlochał malec. — Dlaczego, dlaczego?... Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, kochałem ją. Tyle ofiar, tyle dzielnych poległych żołnierzy...
— Tak, ja także ją kochałem. Dopóki nie przejrzałem na oczy i nie dostrzegłem świństwa gromadzącego się w jej sercu. Luka wyrośnie na mordercę, nie, zabójstwo jest jej pisane w gwiazdach. Ona już jest mordercą, tak jak każdy ciemny lew. Czy teraz już rozumiesz powagę sytuacji?
— Tak, ojcze. — Zuba otarł pyszczek i stanął na baczność. Nie przystoi się mazać. Nie przyszłemu królowi — skarcił się w myślach, przybierając surowy wyraz. Wyglądał teraz na o wiele starszego. Musiał być silny. Jak tata. — Wybacz mi za ten nagły wybuch. To wszystko zwaliło się na mnie tak nagle i...
— Jesteś tylko dzieckiem, to zrozumiałe — padła łagodna odpowiedź. — Ale od dziś także i mężczyzną. Dziś rozpoczęła się nowa bitwa. Musimy ją wygrać, mój synu, i to za wszelką cenę. Czy będziesz dobrym królem? Czy zobowiązujesz się dokończyć dzieło swego pra-pra-pradziada?
Zuba ponownie spojrzał za siebie na groteskowo wykrzywione kości, a potem na bagna. Wyobraził sobie, jak cudowne Królestwo Siedmiu władców zamienia się w cuchnący błotnisty grobowiec, Aisha i Furaha toną w brudnym bajorze, ziemia usłana jest kościotrupami, a na skale Moyo stoi śmiejąca się dorosła Luka u boku całkiem czarnego upiora pogrążonego w mglistych mackach, którego nowo narodzone czarne lwiątka wiją się jak glizdy. Zubie serce ścisnęło się z bólu.
— Tak.

Koniec części pierwszej.




**********************************************


Poprzedni rozdział: Historia Luki: Rozdział II
Kolejny rozdział: Historia Luki: Rozdział IV

**********************************************


Hejka c: No to mamy rozłam w nierozłamywalnym rodzeństwie. Szczerze mówiąc, aż żal mi było pisać taki obrót spraw, szczególnie, że w początkowej wersji cała czwórka miała wspierać się do samego końca. Ale przecież nic nie jest takie różowe, a Hatari nie pozwoliłby przyszłemu królowi zaburzyć dotychczasowego porządku.

1. Jak oceniacie starcie Luki z Karahą?
2. Czy Zubie uda się uwolnić spod wpływu ojca?
3. Czy Hatari mówił całą prawdę na temat Ciemnych, czy może tylko część?
Pozdrawiam i do usłyszenia! ;)

18 komentarzy:

  1. Pierwsza! Nie byłabym sobą gdybym się nie pochwaliła xD Lecę czytać ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od początku, czyli od bitwy - strasznie smutno mi było, gdy słyszałam te wszystkie obelgi, które Luka musiała słyszeć, lecz walka była fenomenalna, no i ta jedność rodzeństwa. :3 Coś pięknego, kochana.
    Jeżeli chodzi o jakby drugą część rozdziału - rozmowę ojca z synem - przyszłym władcą, okropne to. Mam nadzieję, że Zuba się opamięta. To, że kiedyś ciemne lwy zrobiły takie rzeczy, nie oznacza, że Luka też tak zrobi. Z tą władzą to rozumiem, że zaślepia, ale... Czemu sytuacja jest tak patowa? Żadne z rodzeństwa nie odda władzy. Ani Luka, której zostało to jakby przypadkowo dane, bo Serren (niby omamiona) ją pierwszą pokazała, ani najstarszy z rodzeństwa lewek.
    Trzymam kciuki za Zube, oby miłość do siostry była silniejsza. Zniecierpiałam ich ojca jeszcze bardziej (a nie myślałam, że bardziej można).

    Pozdrawiam, lewku mój! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ^^
      Chmm, może nie tyle walka, co starcie dzieciaków :D
      Oj tam okropne, chyba nie piszę aż tak koszmarnie XD
      Ale tak na serio - rzeczywiście, sytuacja jest nieprzyjemna. W gruncie rzeczy Luka oddała władzę (nie miała wyboru), jednak to wciąż nie sprawia, że Hatari czuje się bezpiecznie, myśląc o przyszłości Królestwa Siedmiu Władców.
      Ale musisz przyznać, pomimo swojej nienawiści, że Hatari jednak ma gadane :D (Ekhem-ekhem Mógłby zostać dobrym politykiem ekhem-ekhem...)
      Ja również pozdrawiam ;) ~ EvilRay

      Usuń
    2. Nic mi nie mów, znasz moją słabość do takich typków...
      Gadane ma i potrafi być przekonywujący. Czy to jednak taka wielka zasługa zasiać złość wśród rodzeństwa przekonując małego, wpatrzonego jak w obrazek w ojca zapewne syna? Dobrze, że Serren ma swój rozum. Kocham ją. ❤ Za każdym razem będę to pisać.

      Btw. zmieniłaś awatar? Aż Cię nie poznałam, haha.

      Usuń
  3. Hatari ma gadane, a Zumba nic nie wie, wlaściwie trudno się dziwić, że wueirzył ojcu, choć uczuć nie da się ot tak zniszyczć. Hantari nieźle manipuluje synem... Ciekawe, czy teraz Zumba przestanie się w ogóle odzywac do siostry? w pierwszej częsi zabrakło mi trochę opisania, kim wlaściwie jest ta grupa i dlaczego uważają się za tak...waznych, by dokuczać Luce. Podobało mi się za to to, jak rodzeństwo uratowało Lukę.Czekam na cd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka c: Dziękuję za komentarz!
      Zumba ma na imię Zuba :D
      Grupa Karahy nie była szczególnie ważna, to był typowy przykład osób, które znęcają się dla samej samosatysfakcji. Byli zwykłą młodzieżą z południowego Białego Stada, która szukała kłopotów, nikim więcej. Cieszę się, że podobała ci się scena odsieczy rodzeństwa c:
      Pozdrawiam bardzo serdecznie! ~ EvilRay

      Usuń
    2. Przepraszam za literówkę ;). Bede pamietac (mam nadsieje)

      Usuń
  4. Fangirluję Hatariego. Jego charakter jest fantastyczny, a sposób jego mówienia...

    Zuba musi być zły, tak samo jak jego tata. Obaj są świetni. Znaczy Hatari już jest, a Zuba będzie, ale dopiero po zostaniu czarnym charakterem. Ale takim rodowitym villain'em. Z krwi i kości. I umysłu, przede wszystkim umysłu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta historia jest świetna. Bardzo się w nią wciągnęłam. Mam nadzieję, że Zuba kiedyś przejrzy na oczy. Starcie rodzeństwa z Karahą było niesamowite. A Hatari jest niemożliwy. Nie rozumiem jak można namawiać przeciwko sobie własne dzieci, ale może kiedyś spotka go jakaś należna kara. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj c:
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz! :D Bardzo mi miło, że spodobała Ci się historia c:

      Usuń
  6. Ano właśnie, trochę brakowało mi nastawiania rodzeństwa przeciw Luce. To dość logiczne zachowanie, nic więc dziwnego, że Hatari zdecydował się na taki zabieg. Tak, wiem, bajkowość i tak dalej, ale trudno mi zrezygnować z komentowania tego typu szczegółów. :)
    Brakuje mi trochę reakcji innych zwierząt na fakt, że Luca jest ciemnym lwiątkiem oraz że została ogłoszona następczynią tronu. Nawet te lwy z pierwszej sceny nie dokuczają jej, że jest złem wcielonym, tylko z jej wyglądu chłopczycy. A tak przy okazji, słowa Hatariego o złych duszach (i w ogóle cała ta otoczka od urodzenia złych stworzeń) dość mocno kojarzy mi się z mrocznymi elfami. Nie wiem, czy taki był Twój zamysł, ale bez względu na to i tak pochwalam. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Smutne. Wredny ten Hatarii. Ale i tak go lubię :D Bez obrazy, ale tego mi właśnie brakowało w poprzedniej wersji bloga. Okrucieństwa i bólu (ja to się do kryminałów nadaje XD) Kocham po prostu jak w historii coś się dzieje, tajemnica, zazdrość, ból, nienawiść...a na końcu i tak dobro zwycięża XP Zielona Ziemia wygląda...jak schowek na miotły w naszej szkole (lol) Zuba jest wzorem kochającego brata, ale jest typowo rozdarty między oczekiwaniami ojca czy potrzebami królestwa i rodzeństwem. Kocham twoje wpisy ^'^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;*
      O! Czytałaś poprzednią wersję bloga? Bardzo mi miło, nie wiedziałam :D
      Osobiście uważam, że w poprzedniej wersji działo się bardzo wiele. Podła intryga uknuta przez Północ (nie będę wymieniać prawdziwych nazw prosto z mostu, aby nie spoilerować ;) ), Przysięga Wieczysta, mroczne spiski Krwawego Billiego, kwestia tajemniczego przeznaczenia jednego z bohaterów...
      Nie martw się, okrucieństwa i bólu będzie jeszcze aż nadto w tej historii :D Jedne odcinki są bardziej refleksyjne i obracają się wokół tajemnicy, inne skupiają się na intrydze i wojnie, a z innych krew tryska strumieniami, taka już moja natura pisarska :D
      Hue hue hue, niech żyją schowki na miotły XD
      No to lecę do Cb na bloga c:
      Pozdrawiam! ~ EvilRay

      Usuń
  8. Rozdział świetny. Dawno nie czytałam równie fajnego bloga o LK. Jakoś nie widzę starcia Zuby i Luki.
    1. Mała ma powera XD
    2. Sama nie wiem. Chciałbym żeby mu się udało.
    3. Nie mówił prawdy.

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaję mi się,że Hatari trochę nagina rzeczywistość. W końcu nic nie dzieję się bez przyczyny.

    Kurcze jakoś nie mogę się doczekać jak lwiąką będa starsze :D

    OdpowiedzUsuń
  10. 1. Może być
    2. Chyba nie...
    3. Mógł przekazać tylko część faktów

    OdpowiedzUsuń
  11. 1.Zachował się okropnie
    2.Opamięta się
    3.Kłamał

    OdpowiedzUsuń