14 października 2016

Odcinek 1 cz. 2 Historia Luki: Rozdział IV

Zemsta Lasu


— Hej, Zuba, chodź się z nami pobawić! — wykrzyknął Furaha przez ramię, starając się jednocześnie prześcignąć Lukę w ilości zaliczonych fikołków. To był naprawdę piękny, słoneczny dzień, jeden z ostatnich przed nadejściem pory deszczowej, tak więc rodzeństwo z królewskiej rodziny postanowiło wykorzystać go tak, jak to tylko możliwe. Najstarsze z lwiątek przysiadło w cieniu przysuszonej akacji i z roztargnieniem wpatrywało się w białe chmury przypominające sunące po niebie bałwany, lecz kiedy jego braciszek popędził w jego stronę i zaczął go ciągnąć zadziornie za uszy, nie mógł dłużej ignorować jego upartych krzyków.
— Może dołączę do was później — odparł Zuba niskim głosem i udał się w przeciwnym kierunku, mając nadzieję, że nikt za nim nie podąży. Odtrącone lwiątko wzruszyło ramionami i wybiegło na złocistą równinę sawanny, by zaraz zacząć męczyć siostrę. Jedynie Aisha została w miejscu, zaniepokojona zachowaniem starszego brata. Jak dotąd tylko ona zauważyła dziwną zmianę w jego postawie: ostatnio nie był skory ani do zabawy, ani do rozmów. Postanowiła wreszcie dowiedzieć się, czy nie wydarzyło się coś niedobrego.
— Hej. — Lwiczka delikatnie szturchnęła go w ramię, wyrywając brata z zamyślenia. — Dlaczego nie chcesz się z nami przebywać? Czy coś się stało? Czy coś ci zrobiliśmy?
Zuba westchnął przeciągle, zagryzając dolną wargę.
— Aisha, czy ty też kiedyś zastanawiałaś się, jak to jest zrobić coś złego dla dobra dobrego?
Księżniczka zamrugała kilka razu zbita z tropu.
— Co?
— No wiesz... — jęknął lewek, nie umiejąc się wysłowić. — Kiedy dokonujesz wyboru i musisz wybierać pomiędzy złym, co wygląda na dobre, a dobrym, co wygląda na złe, to jak poznać, które to jest prawdziwie dobro, a które prawdziwe zło?
Jego siostra zamyśliła się na moment. Pytanie okazało się twardym orzechem do zgryzienia.
— Och, trudno mi powiedzieć — zaczęła ostrożnie. — To chyba wszystko zależy od tego, co podpowiada ci ten nieprzyjemny głos w środku, który pojawia się od czasu do czasu. A dlaczego chcesz wiedzieć?
— Bo nic nie słyszę — odpowiedział ponuro Zuba. — Nic a nic. Ostatnio czuję się tak, jakby jedna część mnie kłóciła się z drugą, aż w końcu obie zamilkły obrażone na siebie, zostawiając mnie samego przed ciężkim wyborem.
Oboje przez chwilę przyglądali się, jak wiatr wstrząsa liśćmi powyginanych drzew. Aisha dostrzegła zmianę braciszka — przez ostatnie tygodnie jakby zmężniał, coraz bardziej przypominając ojca. Niegdyś figlarny błysk w oku zastąpiła spokojna mgiełka, stanowiąc tarczę dla jego skrywanych uczuć.
— Nie do końca cię rozumiem, ale za to wiem, co poprawi ci humor. Luka i Furaha nauczyli się stać na głowie! Zobaczysz, to jest takie komiczne! Szczególnie, gdy Fura...
Na wzmiance o Luce Zuba zesztywniał. Aisha aż cofnęła się, gdy jego źrenice zwęziły się do wąskich kresek, a wargi zacisnęły tak mocno, że po zębach pozostały sine pręgi. Jakby usłyszał o zbliżającym się kataklizmie! — pomyślała z trwogą.
Tymczasem ,,kataklizm'' wraz z pędzącym bratem gonili się na złamanie karku po całej sawannie. Zwierzęta raz po raz wyglądały ze swoich kryjówek zdziwione i zainteresowane, co może przebiegać obok nich tak szybko, że aż ściany drżały od uderzeń łap o ziemię. Trzy lwiczki wygrzewające się na pobliskim głazie wyjrzały zaciekawione akurat wtedy, gdy Furaha naciągnął skórę na twarzy i pokazał język. Zorientowawszy się, że ma widownię, w ciągu sekundy stracił wigor i poczerwieniał jak burak.
— Berek! — zawołała Luka, wykorzystując nagłą okazję i przewracając go na plecy.
Furaha próbował ją dogonić, gdy robiła nagłe zwroty między głazami, a kiedy już myślał, że ma ją w garści, ta zamiast ominąć drzewo... z rozpędu przebiegła dwa błyskawiczne kroki po korze i wskoczyła na pierwszą gałąź. Brat próbował zrobić dokładnie to samo, ale wnet jego łapki oderwały się od pionowego pnia i spadł na ziemię. Jego siostra miała niezły ubaw.
— Jak ty to zrobiłaś? — spytał, pocierając głowę.
— Ot tak po prostu. No dalej, spróbuj!
— Luka, to... to niewykonalne! Jesteś za wysoko... co... nie wchodź wyżej, zrobisz sobie krzywdę!
Ale ona go nie słuchała. Jej ciekawość świata była po tysiąckroć silniejsza. Wspinała się, zręcznie przeskakując z plączących się gałęzi, aż wreszcie jej mały kudłaty łebek wysunął się z liści. Rozciągał się wspaniały widok na ziemie jej ojca. Zebry, bawoły, gazele — wszystko zlewało się w zapierającą dech w piersiach kolorową krainę, nad którą górowało promieniste słońce. Luka patrzyła na to z zachwytem.
Kochała ten świat pełen piękna, niespodzianek i dziwów. Pomimo wszystkiego, czego zdążyła już doświadczyć, wierzyła, że świat jest i zawsze będzie dobry. Radość sprawiał jej delikatny wiaterek wstrząsający jej niewielką grzywą, która stanowiła dla niej największą zagadkę. Jej linia włosów nie wychodziła poza głowę jak u samców. Lwica spojrzała na swoją białą łapkę, jak zawsze, gdy zastanawiała się nad swoim wyglądem.  Tak bardzo chcę być taka jak oni. Kiedyś będą patrzeć na mnie jak na równą sobie. Będę wiernym żołnierzem Zuby, zasłużę się w walce. A może dokonam coś, co uczyni białe stado moimi braćmi? Może kiedyś będę jedną z nich?
Zrobię wszystko, aby się udało.
***
Hatari pojawił się obok rodzeństwa cicho, nagle i niespodziewanie. Wieczorem zastał Aishę, Lukę i Furahę na skraju lasu odkrywających uroki pobliskiego jeziora. Wyglądało na to, że Furaha dostał właśnie porządne bęcki od starszej siostry za zmoczenie jej ukochanego kwiatka.
— Przez ciebie nie usiądę przez tydzień — żalił się z lekkim rozbawieniem. Luka obok niego wybuchła głośnym śmiechem, przez co brat jednym machnięciem łapy wrzucił ją z powrotem do wody.
Gdy lwiątka zobaczyły mrożące, charyzmatyczne oblicze ojca, wyszły z wody i stanęły przed nim posłusznie, przy okazji zadziornie popychając się, gdy wydawało się, że Hatari nie patrzy w ich stronę. Z jego miny można było wyczytać, że przybył w ważnej sprawie.
— Aisho, Furaho, matka chciałaby już, abyście wrócili do domu — oznajmił beznamiętnie. — Dzisiejsza noc ma być chłodna i nie chciałaby, abyście się przeziębili.
— Dobrze tatusiu! — zawołali wesoło, po czym zaczęli biec w stronę groty. Luka miała zamiar udać się w ich ślady, lecz potężna biała łapa zatrzymała ją w połowie kroku. Lwiczce zakręciło się przed oczyma: Hatari jeszcze nigdy nie chciał rozmawiać z nią na osobności, albo w ogóle rozmawiać! Księżniczka po raz pierwszy miała okazję spojrzeć mu prosto w oczy bez jego zniesmaczonego grymasu. Chciała wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie, więc z całej siły starała się teraz wyglądać poważnie i dostojnie jak na księżniczkę przystało.
— Luko, przybyłem tu głównie do ciebie.
Luka omal nie podskoczyła z radości. Powstrzymało ją od tego pragnienie spisania się jak najlepiej.
— Tak tylko między nami, ostatnio twoja matka nie czuje się najlepiej — kontynuował król. — Nie mówiłem tego twoim braciom, bo to niezwykle delikatna sprawa tylko dla rozsądnych i opanowanych lwiątek. Oni mogliby nie przyjąć tej wiadomości z taką powagą, jak ty.
— Ma się rozumieć — potwierdziła Luka nadmiernym basem, kręcąc nosem. Jak to zawsze bywało w momentach, gdy usiłowała pozostać poważna, niezmiernie zachciało jej się kichać.
— Mam więc dla ciebie zadanie specjalne. Widzisz tamten ciemny las rozciągający się przed nami? W nim znajdziesz biały kwiat z kolcami, który natychmiast postawi mamusię od razu na nogi. Zrobisz jej niespodziankę, a przy okazji uradujesz rodzeństwo: jeśli ci się powiedzie, w nagrodę zabiorę całą rodzinę nad taki piękny wąwóz z wodospadami na zachodzie. Ale spiesz się! Las jest niebezpieczny po zmroku.
— Tak jest! — zasalutowała uradowana lwiczka, po czym bez namysłu pobiegła prosto pomiędzy drzewa, licząc, że gdy wróci, tatuś może w nagrodę nawet ją przytuli.
Tymczasem tatuś uśmiechał się ze złowieszczym samozadowoleniem — wiedząc, że posłał ją na śmierć.
***
Hatari miał rację — las nie wyglądał bezpiecznie po zmroku, o czym Luka właśnie się przekonała. Biała łuna księżyca co jakiś czas przedzierała się przez plątaninę liści, lecz konary pochłaniał wszechobecny mrok. Gwiazdy zdawały się przyglądać lwicy, gdy przedzierała się przez chaszcze, beznadziejnie usiłując wypatrzeć śladów białego kwiatu. Po paru godzinach padła wyczerpana pod spróchniałym pniakiem, wsłuchując się w gęstą ciszę.
Lwiczka mogła wrócić do groty, lecz nie pozwalała jej na to ambicja. Luka w swoim krótkim jak dotąd życiu miała jedno ważne postanowienie: nigdy się nie poddawać. Rówieśnicy patrzą krzywo? Nie poddawaj się: kiedyś im zaimponujesz. Coś jest trudne i niebezpieczne? Nie poddawaj się: uda ci się to przejść. Karaha z osiłkami znów stroi sobie żarty? Nie poddawaj się: kiedyś będzie żałował. To był jej jak dotąd jedyny cel: aby zawsze stawać na przeciw trudnościom z uniesioną głową, sercem wypełnionym zapałem i szerokim uśmiechem na pyszczku. Nie cierpiała zamartwiać się i smucić — dla Luki bowiem to uczucia, które w żaden sposób nie pomogą jej w walce: w końcu łzy nie wybiją za niej Mabawu kolejnych mleczaków.
Dlatego właśnie nie mogła wrócić do domu z pustymi łapami — a przynajmniej nie teraz, gdy ojciec wreszcie obdarzył ją jakąkolwiek uwagą. Z nową, chociaż trochę przytłumioną energią, ruszyła dalej.
Wtem zatrzymała się, nadstawiając uszu.
Ktoś ją śledził.
— Halo? — Jej głos drżał z przejęcia. Czuła dziwne ciarki maszerujące wzdłuż karku. Las odpowiedział jedynie cichym trzeszczeniem gałęzi oraz delikatnym szumem. Luka wzięła parę głębokich oddechów, starając się wyciszyć umysł, lecz jej głośny instynkt zagłuszał wszelkie myśli.
Uciekaj.
W tym momencie ogromna czarna masa wyskoczyła spomiędzy drzew. Luka w ostatniej chwili przetoczyła się na bok i wyrwała z łap uzbrojonych w pazury. Szybkim ruchem odwróciła się akurat wtedy, gdy napastnik stanął w blasku księżyca — wielki biały lew ze skąpą, ciemnoszarą grzywą górował nad nią z obnażonymi kłami. Lwica nie wiedziała, co się dzieje, lecz w mig pojęła jedno: ten ktoś przybył tu, aby ją zabić. Przeturlała się mu między łapami, o włos unikając zmiażdżenia przez silne szczęki.
Luka rzuciła się naprzód, pędząc przed siebie długimi susami na małych dziecięcych łapkach. Nie miała szans na otwartej przestrzeni. Słyszała za sobą szybki oddech lwa, którego futro zdawało się niemal czarne w mrocznych objęciach lasu. Mogła sobie niemal wyobrazić, jak z radością chwyta ją za skórę i powoli zaczyna mordować. Ta nieodparta chęć płonęła mu w oczach, gdy próbował przedrzeć się przez gęste zarośla. Lwiczka zdobyła przewagę — jej małe rozmiary pomogły jej na chwilę zgubić pogoń w plątaninie gałęzi.
Dziewczynka przyparła plecami do kory ciężko dysząc. Nigdy jeszcze nie bała się tak, jak teraz. Nie rozumiała, kim mógł być tajemniczy napastnik, ani dlaczego się na nią rzucił.

Wtedy usłyszała cierpki chrapliwy głos w oddali.
— Wyłaź, mała paskudo. I tak cię znajdę.
Ciekawska natura lwiczki i tym razem zerwała się z łańcucha:
— Ale dlaczego chcesz mnie znaleźć?
Lew odwrócił się i dojrzał jej świecące oczy pomiędzy liśćmi. Powoli zaczął się zbliżać, oblizując wargi.
— Nie uciekaj, maleńka. Na nic ci się to nie zda. Skrócisz sobie cierpienia i ułatwisz mi zadanie.
— Dlaczego chciałeś mnie znaleźć? — dopytywała się Luka, powoli cofając się z niepokojem. Nie dałaby rady prześcignąć lwa, a ostatnie, czego pragnęła, to pazury wbite w plecy. Wolała patrzeć napastnikowi prosto w twarz, gdy ją dopadnie. Jej ciało drżało z przerażenia, a w ustach poczuła suchość.
— Nie twój interes, pokurczu. Gdybym miał się tłumaczyć przed wszystkimi swoimi ofiarami, w życiu bym nie zrealizował wszystkich zamówień.
Jego mięśnie napięły się z dzikiej radości, gdy zobaczył kolejny błysk przerażenia w jej źrenicach. Zrozumiała.
Błyskawicznym ruchem skoczył na nią i jedną łapą przygwoździł do drzewa. Wydawał się wątły, lecz w rzeczywistości okazał się wyjątkowo sprawny. Luka ujrzała liczne blizny pokrywające mu tors i łapy: ostatnie rozpaczliwe próby uniknięcia śmierci poprzednich ofiar. Lew uniósł ją ku górze za skórę na karku, by móc jej się lepiej przyjrzeć. Grzywa na głowie lwicy to zjawisko, którym nawet zawodowy morderca nie mógłby się nie zainteresować. Druga taka okazja się nie nadarzy. Wziął jeden z jej kosmyków pomiędzy palce i mocnym szarpnięciem wyrwał go z cebulkami. Luka krzyknęła z bólu, starając się wydostać z żelaznego uścisku.
— Szkoda zabijać takie coś — westchnął z udawanym współczuciem. — W dorosłości mogłabyś stać się niezłą atrakcją. Na zgrabnej księżniczce z grzywą można by zarobić krocie.
Luce stanął przed oczami obraz, w którym jest na zawsze zamknięta w niewielkiej klitce, a stada ze wszystkich stron świata przybywają, by oglądać ją przez kamienne kraty jako dziwadło. Ta straszna wizja popchnęła ją ku działaniu: wykręciła się i ze wszystkich sił wbiła pazurki w oko zabójcy. Lew ryknął z wściekłości i zaskoczenia. Luka upadła na ziemię, po czym podniosła się i porwała naprzód. Tym razem nie obchodziło jej, czy ją dopadnie czy też nie. Chciała po prostu znaleźć się jak najdalej od tego potwora.
Po twarzy mordercy spłynęła krew. Nie mógł rozewrzeć powieki, spod której czerwona strużka mieszała się ze łzami bólu. Na pysk wstąpiła mu piana. W tej chwili pragnął jedynie wypruć ofierze flaki tuż przed jej własną twarzą. Czasami miał problemy ze zgrabnym morderstwem, ale jeszcze nigdy w przypadku lwiątka!
Luka wyskoczyła spomiędzy głazów i z łomoczącym sercem zahamowała tuż przed urwiskiem. Na dole ostre kamienie połyskiwały na tle księżycowego sierpa. Lew zagrodził jej drogę powrotną.
— Zabawa się skończyła! — wrzasnął, po czym rzucił się w jej stronę. Luka skuliła się, oczekując ciosu, zamiast tego jednak do jej uszu dobiegł przytłumiony dźwięk osuwanej ziemi. Lwiczka przeturlała się w dół po stromym zboczu, desperacko chwytając się wystających korzeni. Za sobą usłyszała straszny ochrypły lament, lecz nie odważyła się spojrzeć w dół. W głowie zakręciło jej się od spadających grudek ziemi, które dokuczliwie wciskały się w nos i usta. Gdy wszystko się uspokoiło, ostrożnie zsunęła się, zdzierając sobie łapki. Rozejrzawszy się z niepokojem, poszukiwała jakichkolwiek znaków następnego ataku mordercy.
Właśnie wtedy zobaczyła coś, co na zawsze wyryło się w dziecięcej pamięci niczym palące piętno.
Biały lew leżał rozłożony na wznak z oczami wytrzeszczonymi ku nocnemu niebu. Jego łapy były wykrzywione pod dziwnymi kątami, a usta miał rozwarte w ostatnim krzyku, który zamarł w połowie drogi.
Zabójca był martwy.
***
Dla Luki był to największy szok, jakiego dotąd doznała. Na samym początku myślała, że lew wstanie i znów zacznie ją gonić, lecz gdy tak się nie stało, dopadło ją niezmierne poczucie winy. Krążyła wokół bezwładnego ciała, płacząc z bezradności. Chciała go zanieść w uzdrawiające łapki szamanek, ale dała sobie spokój po pierwszej próbie. Czuła się w tej chwili samotna i opuszczona.
— Tak strasznie mi przykro — chlipała, kładąc łapkę na jego zimnym ramieniu. — Ja nie chciałam, aby tak wyszło. Musisz mi uwierzyć. Musiałeś być bardzo smutny, skoro zająłeś się tak okropnymi rzeczami. Mama mówi, że nikt nie jest zły, wiesz? Krzywdzimy się nawzajem, bo w innych dostrzegamy słabości, których brzydzimy się u siebie. Może w innych okolicznościach zostałbyś moim przyjacielem...
Było jej żal. Nieśmiałym ruchem pogładziła jego zniszczoną grzywę. Potem naszła ją pewna myśl. Nie umrzesz jak morderca. Umrzesz ładnie.
Zajęło jej to kilka godzin. Kiedy skończyła, nastał już świt. Pierwsze promienie słońca przedarły się przez gąszcz, padając na spokojne oblicze lwa spoczywającego na wieki. Był otoczony przepięknymi kwiatami, na których zdobycie Luka musiała przeszukać większość lasu. W końcu wcisnęła w jego łapy niezdarnie spleciony bukiet i zacisnęła na nim jego zimne palce.
Proszę.Teraz wyglądasz, jakbyś był szczęśliwy.
— A więc w końcu cię znalazłem — padły słowa w oddali.
Nagły, niespodziewany głos wyrwał lwiczkę z potoku myśli, omal nie doprowadzając jej do zawału serca. Rozejrzała się niespokojnie na boki. Dostrzegła cień przemykający pomiędzy pniami. Och nie, kolejny zabójca?
— Nie musisz się mnie bać — po tych słowach z krzewów wyłonił się brązowy lew z czarną grzywą. Lwiczka nie mogła nie zauważyć, że ów przybysz był wyraźnie niedożywiony i sponiewierany przez los, lecz mimo to stał z dumnie uniesioną głową oraz śmiałą iskrą w oczach.
— Jestem już zbyt zmęczona, by się ciebie bać — jęknęła Luka, której oczy kleiły się od nieprzespanej nocy i wrażeń. Myślała już, że ma zwidy i stało jej się wszystko jedno. — Chcę tylko iść sobie spać.
Tajemniczy przybysz uśmiechnął się przyjaźnie.
— Nie jesteś nawet zaskoczona, księżniczko? — O dziwo w jego tonie lwiczka nie dosłyszała nawet cienia ironii. Gdy już sądziła, że nic jej więcej nie zadziwi, lew podszedł do niej i... pokłonił się do samej ziemi. Lwica odskoczyła z niedowierzania. W stadzie często kłaniano się królewskiemu rodzeństwu, lecz nigdy samej Luce. Kojąca nuta w spokojnym mruczeniu lwa sprawiła, że z jakiegoś powodu obdarzyła go zaufaniem. — Chodź ze mną.
— A czy najpierw mogę iść spać?
— A czy zgodzisz się spać, gdy będę cię niósł?
— Przecież ja pana nie znam! Skąd mam wiedzieć, dokąd pan mnie zaniesie?
— Tego akurat nie mogę ci zdradzić. Wiesz chociaż, gdzie jesteś teraz?
Lwiczka zastanowiła się na moment. W jej głowie znów rozsądek toczył żarliwą bitwę z zaciekawieniem.
— Chyba nie mam nic do stracenia — to powiedziawszy, Luka weszła na jego grzbiet i położyła głowę na karku pokrytym miękką grzywą.
— Skąd zna pan moje imię? — wydukała sennie.
— Wszyscy w królestwie je znają, księżniczko.
— Bo jestem brzydka?
— Bo jesteś niezwykła.
Lwica poczuła się przyjemnie po raz pierwszy od dłuższego czasu.
— A jak pan ma na imię?...
— Jestem Samawati.
— Ładne.
— Teraz dobranoc. Śpij dobrze, księżniczko. Czeka nas długa droga.
Gdy Luka wreszcie zasnęła (a zajęło jej to dosłownie pół minuty), lew wziął z łapę jeden z kwiatów i włożył jej go w czarne, rozczochrane włoski.
To była biała róża.



******************************************************


Poprzedni rozdział: Historia Luki: Rozdział III
Kolejny rozdział: Historia Luki: Rozdział V

******************************************************

Bardzo bym prosiła, choć już wspominałam o tym w zakładkach, aby wszelkie rzeczy niezwiązane z notką tzn. powiadomienia o nowych rozdziałach, o aktualizacjach w zakładkach czy wszelkie pytania lub rzeczy niezwiązane z odcinkiem kierować do spamownika, a nie bezpośrednio pod notkami, bo właśnie po to go utworzyłam. Chociaż najczęściej i tak nie jest to potrzebne, bo ja naprawdę znam i bardzo lubię czytać wasze blogi, odwiedzam je regularnie oraz sprawdzam aktualizacje z zaproszeniem czy też bez, a umieszczanie takich informacji bezpośrednio pod rozdziałem daje tylko efekt odwrotny do zamierzonego. Nie chcę już więcej nikogo upominać, bo już za którymś razem to się robi męczące.
Dobra, koniec mojego ględzenia! :D
Rozdział jak dla mnie wyszedł tak średnio, ale chyba ujdzie.
1. Jak sądzicie, gdzie Samawati zaprowadzi Lukę?
2. Kto mógł nasłać zabójcę na... no dobra, wszyscy wiemy ;D
3. Czy osobliwe podejście Luki do życia będzie miało dobre czy złe skutki?
+ Pytanie od Luki: czy wam też chce się tak często kichać?
Życzę Wam wspaniałego weekendu, Towarzysze Czytelnicy i ściskam mocno! 

17 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo ciekawy, a nawet baaardzo ciekawy 😊.
    1. Myślę, że w bezpieczne miejsce.
    2. Ojciec Luki.
    3. Sądzę, że dobre.
    + odpowiedź na pytanie Luki
    Nie, ale czasami gdy chcę kichnąć, patrzę na np.zaświeconą żarówkę i to ułatwia kichanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Rozmyślania Zumby były ciekawe (równie interesujące jak dewiza Luki)

      Usuń
  2. Świetne.

    Hatari taki zły,kocham go <3

    Luka zabójczyni.Hue hue!

    Nie wiem dlaczego,ale zdaję mi się,że tym lwem,jak mu było?A Samawati!To nie wiem dlaczego,ale zdaję mi się,że to Skaza.

    1.Na Lwią Ziemię XD

    2.Hatari,mój kochany <3

    3.Zależy kiedy.

    4.Mam wieczny katar,więc tak(nie polecam jeść,albo wąchać mięty...).
    Zumba zmężniał,będzie młodsza wersja Hatariego.Będzie więcej do kochania :)

    Czekam na następną notkę.

    Pozdrawiam.

    Ps.Kocham HatariegoXD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;*
      On ma na imię Zuba XD Czemu wszyscy mówią mu Zumba? XD

      Usuń
  3. Ehh ten Hatari...kocham go, jest taki...Hatarijski.
    No, okey wszyscy wiemy, że to ojciec nasłał zabójcę i z tym się chyba wszyscy zgodzą.
    Samawati...już mi się ten gość podoba. Fajny jest (narazie) c:
    Myślę, że nietypowe podejście "księcia Luke" (musiałam xp) do życia nie jest niczym złym ( kłopoty napewno będą)

    Fajowy rozdział.
    P.S
    Jeszcze raz, kocham Hatarisia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hatariś, jakie śliczne określenie x3
      Oj będą będą :D
      Dziękuję za komentarz! ;)
      Pozdrawiam! ~ EvilRay

      Usuń
  4. Zacznę od tego, że obrazek, który stworzyłaś dla potrzeb tego odcinka jest niesamowity! *.* Nie gustuję w ciemnej kolorystyce raczej, ale idealnie pasuje do przedstawionej akcji.
    Masz literówkę:
    Dzisiejsza nic ma być chłodna i nie chciałaby, abyście się przeziębili.

    Hatari to taka karykatura ojca, że aż nie mogę w to uwierzyć. Wysłać córkę w niebezpieczne miejsce, z którego ma nie wrócić, by tylko się jej pozbyć bo jest inna? Nie trawię go.
    Zuba, tudzież Zumba jak to go wszyscy nazywają, przeżywa trudne chwile teraz. Luka to jego siostra i widać jak trudną decyzję ojciec karze mu podjąć. I ta historia jakoby ciemne lwu były złe... Na pewno nie jest w 100% prawidziwa. Luka pragnie tylko "być taka jak oni".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, bardzo ci dziękuję ;)
      Już poprawiam :D
      Hatariego bardziej obchodzi kwestia pozostawienia po sobie godnego następcy tronu, niż bycie dobrym ojcem D:
      Nie ty jedyna ;D
      Tak, to prawda. Na przestrzeni czasu pewne fakty... nie nie nie, wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale! ^^
      (O rany , jaka ta moja odpowiedź chaotyczna)
      Pozdrawiam! ~ EvilRay

      Usuń
  5. Super rozdział :)
    Początek z zabawami był bardzo fajny, i ta rozmowa Zuby z siostrą była taka szczera, i to chyba był mój ulubiony fragment z całego rozdziału. Ogólnie cały był genialny, żeby nie było...
    Obrazek cudny! Ile go robiłaś? Domyślam się ze długo i to nie było łatwe, po samym podpisie. Jaki Hatari jest podły :o Chyba bardziej niż Simon ode... albo nie, cofam to XD Luka ma dobre serce :) Ale na jej miejscu nie zgodziłabym się na takie odprowadzenie przez zupełnie obcego lwa...
    Dobra, pytanka!
    1. Obawiam się, że niestety nie do jej domu. Może będzie miał złe zamiary?
    2. Wiesz kto :) Hatari oczywiście.
    3. Wiem że ciężko jest być innym, ale powinna zaakceptować to jaka jest. Myślę, że w krótce jakoś polubi tą swoją odmienność... nie powinna się tak zamartwiać wyglądem...
    + nie umiem kichać XD tylko jak mam katar to kicham.
    No więc notka... znaczy odcinek bardzo udany, nie wiem co zrobię jak odejdziesz z blogosfery :c Będzie mi brakować tych cudownych notek :c
    Pozdrawiam ciepło!
    Mrs. Alicja
    C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;)
      Obrazek jest łączeniem kilku i najwìecej czasu zajęło mi właśnie wygładzanie krawędzi i zrobienie płynnych przejść c:
      Heh, Luka jest zbyt ciekawska, by odpuścić takie odprowadzenie :D
      Również pozdrawiam! <3 ~ EvilRay

      Usuń
  6. Przecudownie piszesz, czekam na dalsze częsci. Jestem tu nowa, ale myślę, że będę regularnie czytać posty.
    1. Wedlug mnie na pewno nie zaniesie jej do domu. Na początku pomyslałam, że mógłby być to ktoś z rodziny Hatariego, kto wiedział o złym zamiarze lwa i pragnie uratować Lukę.
    2. Hatari..
    3. Zależy w jakich sytuacjach,bo Luka za bardzo ufa i usprawiedliwia złe czyny. Czasem to wprowadzi ją w tarapaty,ale ostatecznie z nich wyjdzie cało.
    Pozdrawiam, czekam na kolejne i zapraszam do siebie, dopiero zaczynam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;*
      Chmm, gdyby Hatari miałby jeszcze kogoś ciemnego w rodzinie, chyba ze zgrozy wypadłaby mu grzywa XD
      Bardzo chętnie do ciebie wpadnę, ale nie znam adresu twojego bloga c: Prosiłabym i podanie go w Spamowniku
      Pozdrawiam! ~ EvilRay

      Usuń
  7. Jejku, śliczne! ^o^

    1. Na myśl przychodzi mi tylko to miejsce gdzie Hatari wziął Zubę ( no cóż, skleroza)
    2. Nasz Hatari
    3. Myślę że ktoś ją polubi, ta odmienność. To dobrze że jest inna, bo dzięki temu wyjątkowa.

    Droga Luko !

    Może masz na coś uczulenie?


    Pozdro, Ember

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i komentarz ;*
      Luka: ojejciu, to bardzo możliwe! Może jestem uczulona na powagę? Bo wiesz, takie poważne rzeczy są bardzo nudne, a takie mniej poważne - mniej nudne.
      A... a... apsik!
      Pozdrawiam! ;) ~ EvilRay

      Usuń
    2. + Czekam na następny rozdział!

      Usuń
  8. Dobry rozdział, mysle, ze najlepszy. Dużo opisów, dużo emocji i dużo akcji ;). Nasze lwiątka juz powoli dojrzewają, choc cześciowo sa vardzo naiwne. Biedne, powinny jeszcze cieszyć się życiem dziecka. Zastanawia mnie, czy Luka trafi szybko do domu;jakoś watpię. Ale czy dowie sie juz teraz,kto chciał ją zabić? Obawiam sie, ze H.wmowi wszystkim,ze Luka to zdrajczyni.

    OdpowiedzUsuń