22 października 2016

Odcinek 1 cz. 2 Historia Luki: Rozdział V

Gdzie świt przecina mroczne cienie


Po podróży przez ciemny las Samawati dotarł do celu. Ostrożnie stanął przed zasypanym kanionem, mrużąc oczy przed wschodzącym słońcem. Zapukał trzy razy szybko i dwa powoli w drewnianą kłodę opartą o skalistą ścianę, a po drugiej stronie odpowiedziało mu charakterystyczne uderzenie krzemienia. W tym momencie niewielki głaz odsunął się i z wąskiej szpary wielkości geparda wyjrzał pyszczek beżowej lwicy z badawczym spojrzeniem. Rozpoznawszy swojego, wycofała się, by mógł przejść przez szczelinę. Samawati przypilnował, by zasunąć za sobą głaz, aby całość znów wyglądała jak niegroźna sterta gruzów.
Zaczynałam się już o ciebie martwić, Sam — oznajmiła strażniczka oskarżycielskim tonem.
— Ćśśś. Bo obudzisz naszego gościa.
Na wzmiankę o niespodziewanym przybyszu lwica zamarła w bezruchu. Dopiero teraz ujrzała niewielkie lwiątko oddychające miarowo na grzbiecie Sama. Jej oczy wyglądały teraz jak ogromne wytrzeszczone spodki.
— Czy to... Czy to księżniczka Luka?!
— Ćśśś!
Lew ruszył dalej. Gdy znalazł się przed bagnistymi wodami, ostrożnie wszedł na kładkę usypaną z kamieni. Wraz z Luką zagłębiał się w tereny Zielonej Ziemi, aż w końcu dotarli do niewielkiej skalistej wysepki. Samawati był rad z tego, że nawet nieznośny smród zatęchłej wody nie zdołał obudzić lwiątka. Kiedy ziemia pod łapami stała się na tyle twarda, że nie zapadał się po kostki w ciemnozielonym mule, czule położył lwiczkę na posłaniu z przyniesionej trawy tuż przed niewielką jaskinią. Na jego bezgłośny sygnał wyszły stamtąd lwy.
Obudziwszy się z krótkiego snu, Luka zastała najniezwyklejsze stado, jakie w życiu widziała, które rozmawiało ze sobą ściszonymi głosami. W oczy uderzyła ją niesamowita ilość nowych kolorów: od kremowego przez pomarańcz aż po samą czerń — wydawało się, że to jeszcze bardziej niezwykłe, niż grzywa na głowie lwicy. Samawati spostrzegł się, że jest obserwowany przez parę dużych szafirowych oczu.
— Jak ci się spało, księżniczko?
— Masz bardzo wygodny kark! — zawołała Luka, szczerząc ząbki. — Łał, tyle was tutaj jest! A pani ma taki piękny kolor sierści. I pani też. I pani. W ogóle wszyscy jesteście taaacy piękni! Nie wiedziałam, że to możliwe! Dlaczego nigdy wcześniej was nie zauważyłam?
Ich uśmiechy w jednej chwili straciły blask. Niektórzy posłali sobie znaczące spojrzenia. Samawati przysiadł obok niej i pogładził ją czule po czarnym kosmyku.
— Chciałbym mieć taką córkę jak ty — westchnął cicho. — Wesołą, roześmianą, energiczną małą istotę.
— Och, a pana córka jest smutna?
— Moja córka jest martwa.
Stado spuściło głowę w milczeniu. Luka mrugnęła kilka razy z dezorientacji. Nagle dotarło do niej, ile tak naprawdę musi się jeszcze nauczyć o tym świecie.
— Tak strasznie, strasznie, strasznie mi przykro — powiedziała z żalem, patrząc mu w oczy.
— Widzisz księżniczko, Królestwo Siedmiu Władców nie jest tym, za co się podaje. Twój pra-pra-pradziadek Assassin zniszczył nas dawno temu za to, że jego ojcu wypowiedzieliśmy wojnę. Doskonale wiem, co sobie pomyślisz. "Zaatakowali nas, więc dobrze im tak"... Czyż nie? Moja droga, bez wojny dziesiątki naszych wyginęłoby z głodu i wycieńczenia.
— Zamiast tego setki waszych zginęło w bitwach — zauważyła Luka ponuro.
— Tak, to prawda. Liczyliśmy, że po paru latach uda nam się zdobyć choć trochę żyznej ziemi, ale w pewnym momencie nasz król zginął w krwawej bitwie i wtedy wszystko się posypało.
Samawati ukrył pysk w łapach. Gdy się otrząsnął, z jego gardła popłynął niski melodyjny ton, a cała reszta zgromadzonych lwic poszła w jego ślady, nucąc pieśń, od której Luce niemal krwawiło serce.


(Melodia z filmu Hobbit — Misty Mountains Cold)


Gdzie świt przecina mroczne cienie
Gdzie serce chwyta słodkie brzmienie
Gdzie blask nadziei pląsa u wrót
Zamkniętych na siedem czarnych kłód

U stóp stoimy, wznosząc jęk
Naszą ofiarą władczy lęk
Przeszłości mgła za nami trwa
Przypominając zbrodnie z dawnych lat...

Gdzie świt przecina mroczne cienie
Gdzie serce chwyta słodkie brzmienie
Tam niegdyś stał król wszelkich chwał
Tam gdzie zielone były ziemie

Szczęście ulotne niczym wiatr
Odeszło, za nim nadszedł strach
Błagając król legł u twych stóp
Lecz ty wygnałeś nas na grób

Odwetu przybył kuszący zew
Wybuchła wojna, wraz z nią krew
Spłynęła na honor rycerzy stu
Oddając hołd czystemu złu

Na bitwie wielkiej zginął Pan
Poddaliśmy się w hańbie wam
Lecz wy z uśmiechem podstępu
Mordowaliście nas podczas snu

Nie ma bez grzechu duszy lwa
Nie ma nikt serca bez drugiego dna
Dlatego pieśń ta, mimo drwin
Dziś wzywa o wybaczenie win

Gdzie świt przecina mroczne cienie
Gdzie serce chwyta słodkie brzmienie
Gdzie blask nadziei słodko śpi
Tam nasze się marzenie tli

Nie jutro, lecz za wiele lat
Zerwie się śmiercionośny bat
Te wrota znikną, a zamiast ich
Będziemy w chwale jaśnieć my

Luka nie śmiała przerwać uroczystej ciszy, która nastała po ostatnich słowach melancholijnej pieśni. Z całego serca pragnęła wziąć ich za łapki i zaprowadzić do Królestwa Siedmiu Władców, by mogli wreszcie cieszyć się wolnością i szczęściem. Jednakże nawet ona zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe — wrota wciąż pozostawały zamknięte.
— Luko — zaczął Samawati. — Przez wiele pokoleń żyliśmy w ucisku, oczekując na znak: kogoś, kto poprowadzi nas ku zwycięstwu, na zawsze burząc wszelkie waśnie pomiędzy białymi stadami a ciemnymi. Kiedy już straciliśmy nadzieję, w królestwie pojawiła się jedyna ciemna lwiczka, której darowano życie. Co więcej była księżniczką i została wybrana przez duchy Siedmiu Władców na prawowitą władczynię. Osoba ta wznieci ostatnią największą wojnę i przywróci długo wyczekiwany pokój.
Lwica już miała na końcu języka pytanie, o jakim tajemniczym wybawicielu jest mowa, kiedy nagle do niej dotarło.
To była ona.
— Och... Nie... Wy wszyscy źle to zrozumieliście...
— Nie pomożesz nam? — dobiegł żałosny głos ze stada, który ciął sumienie Luki jak sztylet. Lwice znów popatrzyły na siebie z rezygnacją i smutkiem.
— Wręcz przeciwnie, mam dla was wspaniałą nowinę! Mój brat was uwolni! Zuba, on jest bardzo dobry, wiecie? Kocha mnie i nigdy nie chciałby nikogo skrzywdzić! On nawet nie wie, że wy istniejecie, ale gdy mu powiem, na pewno stanie w waszej obronie! Tata też nie wie, a on jest królem. Na pewno dawno zapomniał o waszych sporach, a kiedy wyjdziecie, zrobicie nam wszystkim wyśmienitą niespodziankę! Moje stado na pewno ciepło was powita! Zuba o to zadba. A ja będę jego żołnierzem i dam w nos Karahie, jak wam będzie dokuczał, bo mi też dokucza za kolor sierści, ale w grupie będzie nam raźniej. Zuba ma serce ze złota, on...
— Księżniczko. — Sam zwracał się do niej z politowaniem, z jakim ojcowie czasem zwracają się do naiwnego dziecka. — Zuba nas nie uwolni. Nienawiść przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Twój brat za pomocą Strażników będzie kontynuował krwawe dzieło swoich praojców... Kiedyś zwróci się przeciwko tobie — dodał z goryczą.
— Nie, on taki nie jest! — upierała się Luka. — Jeszcze zobaczycie, on będzie pierwszym, który wyciągnie do was łapę. Na pewno!
— Kiedyś to zrozumiesz, księżniczko. — Sam uśmiechnął się do niej smutno. — Teraz najwyższy czas zabrać cię do domu.
To powiedziawszy, lwice zawiązały jej oczka, by nie mogła zobaczyć drogi powrotnej. Luka oddała się temu bez protestów: rozumiała, że bezpieczeństwo ciemnych stad jest bardzo ważne, a ona czasami nie potrafiła trzymać ust na kłódkę. Sam wziął ją za luźną skórę na karku i zaniósł aż na skraj lasu koło jeziorka, w którym bawiła się z rodzeństwem poprzedniego wieczoru. Lwiątko nie odzywało się przez całą drogę, wsłuchując się w otaczające ją dźwięki oraz rytmiczne plaskanie łap swojego przewodnika o muliste podłoże. W końcu położył ją ostrożnie na ziemi i ostatni raz machnął jej na pożegnanie.
— Żegnaj, księżniczko.
— Czekaj! — jęknęła, ściągając sobie opaskę. — Czy jeszcze kiedyś pana zobaczę?
— Może. Może za wiele wiele lat, kiedy wyrośniesz na piękną silną kobietę, u której boku będę walczył, a może dopiero po drugiej stronie...
— Nie będę piękna — skrzywiła się lwiczka. — Za to będę dzielna! Jak mama!
Samawati poczochrał ją figlarnie po głowie.
— Dla kogoś kiedyś będziesz. A co do odwagi... — tu puścił do niej oko — jak dla mnie już jesteś dzielna.
Kiedy oboje ruszyli w przeciwne strony, Luka w ostatniej chwili zawahała się, po czym pobiegła z powrotem za Samawatim i... przytuliła go.
— Do widzenia, Sam. Czy będziesz na mnie czekał po drugiej stronie?
Delikatny wiatr wstrząsnął kosmykami jego grzywy.
— Będę.
***
Trudno opisać radość Serren, kiedy Luka weszła do groty jak gdyby nigdy nic się nie stało. Lwiczka dała się ściskiwać i całować uszczęśliwionej matce przez dłuższy czas, lecz w końcu nawet jej cierpliwość się wyczerpała.
— Po raz tysiąc dwieście siedemdziesiąty siódmy raz: nie, mamusiu, nic mi nie jest.
— Nie boli cię coś? Nie przemarzłaś na zimnie? Nie...
— Mamo!
W tym momencie wszedł wyraźnie zadowolony Hatari, kiedy nagle...
— Luka?! — wykrzyknął z miną, jakby właśnie zobaczył powrót zza grobu. (Co swoją drogą nie było znowuż takie dalekie od prawdy).
— Cześć, tatusiu! Długo mi to zajęło, ale wreszcie znalazłam twój kwiatuszek. Proszę — to powiedziawszy, wyciągnęła różę spomiędzy włosków i położyła mu go przed łapami. Szczęka króla niemalże opadła do samej ziemi. — Było trochę zimno. I gonił mnie taki niedobry pan. A potem spotkał mnie taki miły pan i odprowadził mnie do domu. Nie wiem, czy wiesz, ale koło naszego królestwa też są lwy. Takie ładne, kolorowe! Mówią, że dawno temu musiały uciec, ale to już minęło, prawda?
Wówczas oczy króla rozbłysły takim ogniem, że Luka ani myślała przypominać mu o obiecanej wyprawie nad wodospady.

A więc to co mówili, to prawda...
— To ja idę odszukać braciszka. Pa, mamo! Pa, tatusiu!... Tatusiu, nieładnie tak walić ogonem, bo jeszcze pomyślę, że wcale nie cieszysz się z mojego powrotu!
Luka zostawiła kłócących się rodziców, próbując odnaleźć Zubę. Serren wrzeszczała coś o wypuszczaniu dziecka do lasu na noc, czego lwiątko kompletnie nie rozumiało: w końcu róża była specjalnie dla niej, czyż nie? Teraz jednak miała na celu tylko i wyłącznie rozmowę z bratem. Szybko przebrnęła przez radosne przywitanie Furahy oraz Aishy, po czym szybkimi susami pognała w kierunku pobliskiego wzgórza.
Był to złocisty pagórek porośnięty krótką szorstką trawą, na którym rósł imponujących rozmiarów baobab. Ze szczytu rozciągał się widok na sawannę oraz przepływającą rzekę. To było ulubione miejsce przyszłego króla — zwykle panowała tu cisza i spokój, więc mógł od czasu do czasu odpocząć od rozdartego Furahy oraz porozmyślać. Luka zastała go, gdy drzemał oparty głową o pręgowany pień.
— Hej, Zuba! — Potrząsnęła nim za ramię. — Wstawaj, ty śpiochu. Mamy ważne rzeczy do obgadania.
— Idź sobie, Luka — wymruczał nie do końca jeszcze rozbudzony. — Nie mam dziś ochoty rozprawiać o bzdurnych Zagranicach.
— Sam jesteś bzdurny. — Pokazała mu język. — Tu chodzi o ciemnych!
Zuba w jednej chwili odzyskał jasność umysłu. Obrzucił siostrę od stóp do głów podejrzliwym spojrzeniem. Wreszcie odezwał się z nutką pretensji:
— Źle zrobiłaś, uciekając od nas tej nocy. Matka się o ciebie martwiła, wszczęła alarm na całe królestwo! Ale ty myślałaś tylko o sobie. Zachowałaś się nieodpowiedzialnie.
— Och, braciszku, ja wcale od was nie uciekłam. Mamusia była chora i potrzebowała takiego białego kwiatka, żeby...
— Kłamiesz — warknęło lwiątko spode łba. — Z mamą było wszystko w porządku.
— Ale tata powiedział, że...
— Przestań się zapętlać, ja naprawdę nie mam na to ochoty!
Luce ścisnęło się gardło. Zuba traktował ją bardzo wyniośle przez ostatnie kilka dni, lecz jak dotąd sądziła, że szybko mu przejdzie. Pragnęła mu wszystko wyjaśnić, ale w głowie kotłowało jej się tyle myśli i tyle informacji, że nie potrafiła się wysłowić.
Nie tak to sobie zaplanowała.
— Skąd wiesz o ciemnych? — zapytał brat, co nieco ułatwiło jej zadanie.
— Słuchaj, sprawa jest bardzo skomplikowana. Tata dał się omamić przez plotki, zapewne od dziadka, i nie wie, co robi! Musisz dokonać czegoś niezwykłego. Oni na ciebie czekają.
— Kto?
— No ciemni! — lwiczka była zirytowana jego zdystansowaną postawą. — Wcale nie jestem jedynym ciemnym lwiątkiem w królestwie. Rodzice okłamali nas, by nas chronić. Lecz teraz już wiem, że nie ma przed czym! Oni są dobrzy, oni żałują za wszystko.
— I niby co ja mam zrobić?
Luce opadły ramiona.
— To chyba oczywiste, czyż nie? — w tym momencie podeszła do brata i popatrzyła mu w oczy z powagą. — Zuba, musisz pozwolić im zamieszkać w Królestwie Siedmiu Władców. Zburzyć wrota zamknięte na siedem kłódek. Wypuścić ich na wolność.
Zubie pociemniało w oczach. Z przerażeniem cofnął się od swojej siostry, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

Ojciec miał rację przez cały ten czas...

W jednej chwili strach zmienił się we wściekłość. Książę rzucił się na nic niepodejrzewającą Lukę i przygwoździł ją do pnia.
— Ty kłamczucho! — wrzasnął. — Chcesz zniszczyć królestwo! Zamienić je w bagna! Zebrać armię ciemnych! — Z oczu płynęły mu łzy. — A ja wcale się dla ciebie nie liczę. Pragniesz tylko odebrać mi tron!
— Braciszku, ja bym nigdy... — Luka była kompletnie zdezorientowana jego reakcją. Jego łzy paliły ją równie mocno, jak posłyszana pieśń. Wszystko poszło nie po jej myśli. — Kocham cię. Nawet by mi do głowy nie przyszły takie okropne rzeczy.
— Czy ty nic nie rozumiesz?! Ciemni to potwory! Pogrzebią naszą rodzinę, zniszczą wszystko, na to tak ciężko pracowaliśmy! Czy tego właśnie chcesz?
— Nie, to nieprawda! Wiesz, że jestem dobra, prawda? Ty też jesteś dobry. Oni są tacy, jak my! Oni są tacy, jak ja. — Jej oczy zalśniły z emocji w promieniach słońca. Patrzyła na górującego nad nią brata z nadzieją i niemym błaganiem. — Nasze stada wraz z ich stadami razem będą zgodne i radosne. Wszyscy będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w opowieściach mamy!
— Nie... — wyszeptał Zuba, charakterystycznie zaciskając zęby. — Oni nie są tacy, jak ty. To ty jesteś taka, jak oni.
Lwiczka chciała się zapytać, co to oznacza, lecz nagle spadł na nią silny cios wymierzony w szczękę. Zatoczyła się do tyłu oraz oparła o jeden z wystających korzeni drzewa, nie wierząc w to, co się właśnie stało. Jej prawy policzek spuchł i przybrał fioletowy odcień, który widać było nawet przez futro.

— Jak możesz tak kłamać... — syczał jej brat przez zaciśnięte zęby. — Ojciec miał rację co do ciebie od samego początku. Łudziłem się, że zależy ci na tej rodzinie. Ale ty chcesz tylko władzy i zniszczenia! — to powiedziawszy, uderzył ją po raz drugi w lewy policzek. Luka już nie miała siły. Przyjmowała wszystkie ciosy ze spokojem, stojąc z wyprostowanymi plecami, cały czas patrząc mu w oczy spod czarnych kosmyków swojej grzywy. Za trzecim razem upadła na ziemię, nie mogąc ustać na nogach. Nawet do głowy jej nie przyszło, aby mu oddać. Nigdy nie skrzywdziłaby brata. Straciwszy cały zapał i energię, z ponurą miną pozwalała mu wyładować na sobie całą jego frustrację w tych trzech raniących gestach. Wiedziała, jak to jest czuć się zagubionym i przytłoczonym. Wszystkie wydarzenia z ostatnich godzin skakały jej przed oczami. Zuba odwrócił się i uciekł, pragnąc samotności.
— Od dziś nie jesteś moją siostrą — wysyczał na odchodnym.
Luka długo leżała na trawie w bezruchu. Jej policzki były spuchnięte i fioletowe, a podbite oko przybrało brzydki śliwkowy odcień. Kilka mlecznych ząbków chwiało jej się w dziąsłach. Nigdy nie miała dość życia tak bardzo, jak w owej chwili. Wiecznie skłóceni rodzice. Rówieśnicy traktujący ją jak śmiecia. Zlecenie zabójstwa. Całe stada, które liczyły na jej pomoc.
A teraz jeszcze utrata brata.
Wierzyła w niego. Była pewna, że całą czwórką będą ramię w ramię stawać przed przeciwnościami losu. Kiedy jednak dotarło do niej, że Zuba ma zamiar kontynuować terror, wszystko, w czym pokładała nadzieje, legło w gruzach.
Lwiczka przeczekała, aż nastanie wieczór. Większość opuchlizny już zeszła i mogła udać się z powrotem na skałę Moyo. Oglądała zachód słońca. Zachwycała się, jak bardzo świat może się zmienić zaledwie kilka chwil. Horyzont zrzucający stary błękit na rzecz szlachetnej fioletowej łuny, oślepiająca pomarańcz rozlewająca się po pagórkach i zmiennokształtnych chmurach, białe promienie tańczące po sawańskich łąkach... to wszystko sprawiało, że rozdarte serce Luki znów zaczynało drżeć z radości.
Nawet po najczarniejszej i najmroczniejszej nocy zawsze przychodzi jasny poranek  — tak zwykli mówić szamani.
Właśnie wtedy, gdy owe słowa wyszły z najgłębszych zakamarków jej pamięci, powróciła nadzieja. Rozlała się po jej całym ciele, dodając sił. Lwiczka podskoczyła ku górze z nowym planem i przywołała na pyszczek wielki optymistyczny uśmiech. Skoro miłość jest w stanie wszystko zwyciężyć, to przetrwamy tę czarną noc! Wybaczam mu! On mnie kocha, dlatego tak bardzo się o mnie zmartwił. Chciał dać mi nauczkę, bym więcej się nie narażała, bo nie wie, że nic mi nie groziło. Furahie i Aishy zrobiłby to samo! To tylko chwilowe. Wkrótce na pewno wszystko wróci do normy i ja i tata i mama i Aisha i wszyscy będziemy żyć długo i szczęśliwie!
To pomyślawszy, pobiegła do groty wesołymi susami, nie zwracając uwagi na ból.
Tej nocy śniła jej się córka Samawatiego.


************************************************************
Poprzedni rozdział: Historia Luki - Rozdział IV
Kolejny rozdział: Historia Luki - Rozdział VI
************************************************************
Tych, których zdziwiło istnienie tego postu, zapraszem serdecznie tutaj. Tam wszystko wyjaśniam c:
W tym rozdziale poznaliśmy prawdę o Ciemnych i doszliśmy do ostatecznej decyzji Zuby. Jak oceniacie nietypowe stado? Czy zasłużyli na taki los? Czy ich nadzieja jest w stanie odmienić dalsze dzieje? I co sądzicie o zachowaniu Zuby?
Pozdrawiam was! <3 ~ EvilRay

13 komentarzy:

  1. Biedni Czorni(musiłamXD)!
    Ogólnie rozdział,odcinek czy co tam to jest był bardzo fajny!

    Zuba(nareszcie nauczyłam się pisać jego imię!Za to należy się karabin z kartofla!)!Ty chyba wdałeś się w ojca!Żeby tak damy bić!Twój tatuś powinien ci spuścić lanie za twoje niedobre zachowanie(tak,niedobre.Hatari toby skakał z radości)!

    Czorni nie zasłużyli na taki los,są słodcy(WTF?Dlaczego?).
    Czorni przyjdą do Zuby i naleją mu paskiem w tyłek!Jak jego ojciec tego nie zrobi to oni zrobią!

    Wierzę,że Czornych spotka kiedyś dobry los.Czorni powinni być wielbieni.

    Obrazek jest piękny kiedy go ujrzałam to po prostu padłam,a zwłaszcza ten tekst jest wzruszający.Przez to Zuba musi dostać a tu,a tu!

    Dobra to ja już skończę to,bo coś za dużo tekstu jest tu o biciu Zuby,a pewnie gdybym to kontynuowała to jeszcze więcej by o tym było.

    Czekam na następny rozdziało-odcineczek!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie uroczyście wręczam ci karabin z kartofla. I to taki świeży! ;D
      Hue hue hue, chyba nie polubiłaś Zuby... c:
      Dziękuję ci z całego serca, cieszę się, że szkic ci się podoba ;*
      Również pozdrawiam! ;) ~ EvilRay

      Usuń
  2. Yay !


    No więc odpowiem na pytania :)

    Stado Ciemnych jest fajne, nawet bardzo, takie tajemnicze ;)

    Zdecydowanie nie zasłużyli na taki los...

    Oczywiście, wierzę w ich nadzieję :D

    Zuba zachował się... Jak skończony, za przeproszeniem walnięty lew :(

    A i znowu założyłam bloga- tym razem o królu lwie!

    amanialwica.blogspot.com

    Zajrzysz ?

    Pozdro, Emi <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że zajrzę ;) Prosiłabym jednak, by informacje tego typu umieszczać w spamowniku c:
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! <3 ~ EvilRay

      Usuń
    2. Ok :) Chciałam, tylko że telefon mi ześfirował, zakładki mi nie działały ;)

      Dzięki za zaglądki :)

      Usuń
  3. Biedna Luka. Według mnie to reakcja Hatariego była bezcenna. (Luka?!- wykrzyknął. Kocham ten fragment). Mam wrażenie, że gdyby nie te bajeczki o ciemnych to Luka, Serren, Hatari, Zuba, Aisha i Mike byliby szczęśliwą rodziną. Samavati bardzo mi się podoba czekam na nexta.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ciemni i biali żyliby ze sobą w zgodzie, choć pewnie Luka i tak miałaby problemy przez swoją grzywę, to jednak na pewno nie w tak wielkim stopniu, jak teraz...
      Również pozdrawiam! :) ~ EvilRay

      Usuń
  4. Rozdział cudowny. Chociaż... nie, fenomenalny... fascynujący? Nie wiem czy te wszystkie określenia pasują, by wyrazić moje odczucia co do rozdziału.
    Może od początku: Nie spodziewałam się, że ten lew będzie jednak dobry. Ale się pomyliłam... piosenka wyszła super.
    Ale Zuba jesteś kretynem! Mam do niego ochotę napisać to co wczoraj Mambo... z całym szacunkiem, ale wy...dalaj pajacu XD
    Zranić własną siostrę? Jak powie Luka matce to uuu.... będzie nie ciekawie. Czemu siostra miałaby mu odbierać tron? Ona dla niego za miła.. ja to bym dawno rodzicom nagadala XD
    No i jak zwykle o obrazku... cudowny, piękny, wzruszający, smutny... proszę naucz mnie :c
    Tyle, mam nadzieje ze niedługo pojawi się nowy rozdział. Piszesz najlepiej ze wszystkich blogów.
    Pozdrawiam i czekam na next!
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci z całego serca! <3
      Chyba w tym momencie wszyscy przestali przepadać za Zubą ;D
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;* ~ EvilRay

      Usuń
  5. zdziwiłam się pojawieniem się tego rozdziału, ale ki ucieszyłam. tylko wiesz, moyślę, że musisz to wypośrodkować. pisz swoim tempem, a nie na czas czy na siłę, bo masz dużo innych rzeczy. ale pisz, bo widać, że to dla Ciebie śweitna odskocznia.
    podobała mi się scena w kryjówce czarnych. jest ich więcej, niż bym się spodziewała. Szczderze mówiąc, tak naprawdę to zarówno Luka, jak u Ziba to dzieci podatne na sugestie, którym można wmówić wiele rzeczy. Luka z pewnością jest wrażliwa i z pewnością chce dobrze, ale też pewnych rzeczy nie dostrzega, na przykład zachowania własnego ojca. Powinna zastanowić się, kto nasłał na nią zabójce, a przynajmniej porozmawiać o to z matką. własćiwie to trochę mnie zdziwiło, że nie zapytała matki, jak się miewa, skoro to dla niej niby poszła do tego lasu. może wtedy wyszłoby na jaw przynajmniej jedno z kłamstw Hatariego. To, ze Luka tak go kocha... to własciwie normalne, ale jaka będzie początkowo jej rozpacz, kiedy tak na serio zda sobie sprawę z tego, co robi jej ojciec. Zuba... nie powinien jej bić, aż trudno mi w to uwierzyć, choc z drugiej strony rozumiem jego reakcję: tak szybko Luka zczęła mówić o tych czarnych, trudno się mu dziwić. ale... bić?! naprawdę... wydaje mi skie wręcz nieprawdopodobne, że ona w ogóle mu nie oddała... Czekam z niecierpliwościa na ciąg dalszy, podobała mi się końcówka, dająca Luce nadzieję, to piękne, że ona znajduje w takich rzeczach szczęście, każdy z nas powinien :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W porządku ;) Dziękuję za radę i za komentarz!
      To prawda, Luka jest, w pewnym sensie, zamknięta w kloszu swoich wyobrażeń. Nie widzi tego, co się wokół niej dzieje, ponieważ nie chce tego widzieć. Z pewnością nie jest to najinteligentniejsze rozwiązanie, lecz moi bohaterowie nigdy nie mieli być idealni. Luka jest niepoprawnym optymistą, bo wierzy, że świat jest dobry z natury c:
      Nie zapytała, bo była pewna, że róża jej pomoże i z mamą już wszystko w porządku c:
      Hatari wbił truciznę nienawiści w serce Zuby. Patrzenie na trupy własnych rodaków jest wstrząsajacym przeżyciem dla małego lwiątka, dlatego właśnie młody książę zareagował tak gwałtownie. Uważał, że siostra wie o wszystkim, o czym opowiedział ojciec, a mimo to nadal chce "zniszczyć królestwo'. Luka mu nie oddała, bo co innego dla niej trzasnąć w nos zadziornie, bo Mike pokazał jej język, a co innego uderzyć brata na serio. Poza tym była zbyt zaskoczona, jej pewność w fakt, że Zuba stanie po jej stronie, trwała niemal do ostatniej chwili.
      Bardzo dziękuję za opinię i cieszę się, że ci się podobało. ;)
      Pozdrawiam! ~ EvilRay

      Usuń
  6. Czekam na kolejne części 😉

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie! Nie dość, że Zuba przeszedł na stronę ojca i wierzy w te bzdury to jeszcze Hatari zareagował tak... Żałośnie wręcz! Między nim a Serren będzie prawdziwa wojna. Ona przecież rozumie, że ojciec wysłał córkę by się jej pozbyć i jej problemu. Luka jest taka naiwna... No, ale to dziecko co wierzy ojcu i wierzyła w dobroć swego brata.

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń