29 października 2016

Odcinek 1 cz. 2 Historia Luki: Rozdział VI

Wola Siedmiu Władców


Następnego poranka po przebudzeniu Luka znalazła obok siebie liść wypełniony chłodną wodą i potężny kłos aloesu — leczniczej rośliny należącej do repertuaru szamanów. Z wdzięcznością przyłożyła go sobie do zaczerwienionego oka, znajdując pod spodem mały kawałek kłody z wyrytym pazurem symbolem lwiej łapki. Nie musiała długo zastanawiać się, co to może oznaczać, bowiem odpowiedź przyszła do niej sama.
— Luka? — zza ściany nieśmiało wyjrzał Zuba, nie wychodząc z cienia. Lwiczka odwróciła się w jego stronę z pytającym spojrzeniem. — Chciałem cię przeprosić za wczorajsze pobicie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło — wyznał ponuro. Czuł się wręcz katastrofalnie po tym, co uczynił. Na początku planował wymierzyć tylko jeden niegroźny policzek ostrzegawczy, ale wtem ze zgrozą uświadomił sobie... że mu się to podoba. Otrząsnąwszy się z szoku, całą noc musiał przetrzymać z okropnymi wyrzutami sumienia.
— Nic się nie stało! Już prawie nie boli — skłamała, rada z tego, że sytuacja zaczyna się układać. Posłała mu przyjazny uśmiech (z ubytkiem mlecznego kła) i wyciągnęła łapkę na zgodę. On jednak tylko mruknął suche "to dobrze", po czym oddalił się w głąb groty. Luka zamierzała za nim pobiec, jednakże drogę zagrodziła jej Serren.
— Już czas.
***
Kilka godzin wcześniej, zanim jeszcze pierwsze promienie słońca przecisnęły się przez chmury, Hatari udał się w stronę groty, w której mieszkała trójka szamanek Królestwa Siedmiu Władców. Hila, Saini i Msalabi wiedziały o jego przyjściu już długo wcześniej. Spodziewawszy się jego pytań, poczyniły odpowiednie przygotowania na przyjęcie króla. Powitały go uroczystym pozdrowieniem w języku Ennillis, po czym zaprosiły do środka. Malowidła naskalne zdawały się jaśnieć w ciemnościach ku chwale duchom przodków, rozświetlając skryte zakamarki duszy wspomnieniami. Hatari dotknął łapą starannie wyrytych symboli w ścianie, które zostały tam umieszczone jako hołd pierwszych królów.
— Czego szukasz tu, nasz królu? — zapytała Hila, oblizując pomarszczone wargi. Lew oderwał się od myśli, nakazując sobie za wszelką cenę nie okazać żadnych emocji.
— Dobrze wiesz, że przybyłem po informacje.
— Tak! Nasz pan pragnie znać przyszłość jego królestwa! — wtrąciła Msalabi wysokim skrzeczącym głosem i posłała swojej uczennicy Saini naglące spojrzenie. Młoda lwica skinęła posłusznie głową, a następnie zaczęła wyjmować potrzebne przyrządy.
— Powiedzmy, że ostatnio pewne sprawy... zaczynają mi się wymykać spod kontroli.
— No ba! Gwiazdy też tak mówią!
— I masz problem z żoną, co nie?
— Ohoho! Zadziorna się zrobiła, co?
Hatari siłą woli powstrzymał przemożną chęć uciszenia ich bezczelnego tonu za pomocą kulturalnego upomnienia ostrymi pazurami.
— Nie spławicie mnie po raz kolejny! — zawarczał niskim gardłowym głosem, jeżąc sierść. Staruchy popatrzały po sobie z powątpiewaniem, całkowicie pewne swoich sił. Młody lew nie mógł im zagrozić w żaden sposób.
— Och, my go nie spławiamy — oznajmiła Msalabi z miną niewiniątka.
— No, co to to nie! — zawtórowała Hila.
— My tylko naprowadzamy cię na właściwy kierunek rozmowy.
— Otóż to, otóż to!
— Martwię się o swojego syna. — Hatari postanowił przejść do rzeczy, zanim straci resztki cierpliwości. — Zanim się obejrzę, wyrośnie z niego wspaniały król. Jednakże posłyszałem również, że Ciemni zbliżają się do granicy. Tam spotkała ich Luka. Chcę wiedzieć, czy ich przyszła rebelia zagraża panowaniu Zuby. Czy ten bękart odważy się wzniecić wojenną iskrę? Czy możemy czuć się bezpiecznie?
— Ojej, tyle pytań naraz! — zaskrzeczała Msalabi.
— I tyle soczystych odpowiedzi, mmm!
W tym momencie nadeszła Saini, wręczając szamankom drewnianą miseczkę. Te, uczyniwszy skoordynowane machnięcia, rzuciły proch na ziemię w tym samym czasie, pogrążając pomieszczenie w falującej niebieskiej mgle. Hatari odkaszlnął kilka razy, lecz wtedy poświata zaczęła formować się w kształty.
— O tak, burzliwa przyszłość czeka nasze kochane królestwo — mamrotały obie naraz. Król ujrzał przed sobą promienistą skałę Moyo. — Kiedy wola Siedmiu się dokona, nic już nie będzie takie jak dawniej, bowiem Władcy postanowili uczynić niewyobrażalną łaskę dla tego królestwa. Duchy Przodków tańczą z radości pomiędzy aurami, nasycając je nowym przeznaczeniem: oto jeden z legendarnych królów postanowił wybrać sobie podopiecznego. — Jaśniejący dym uformował się w potężną sylwetkę lwa, który trzymał łapę wzniesioną wysoko ku górze, błogosławiąc gestem małe kształty zwierząt. — Ale od tamtego czasu złe wibracje wypełniły energię drzew. Szepczą one między sobą, że drugi z Władców nie poparł jego decyzji. On również wyznaczył wybrańca, którego napełni w przyszłości ogromną siłą. Hatari — szamanki zwróciły się do niego. — Gwiazdy mówią nam, że to twój pierworodny syn i jego potomkowie.
Hatari na chwilę wstrzymał oddech. Jego oczy aż rozjaśniały z dumy, jarząc się na pomarańczowo niczym dwie latarnie na środku zimnego oceanu.
— A pierwszym wybrańcem jest...
— Kiedy jeden z Władców wyznacza swego podopiecznego, obejmuje ochroną trzy pokolenia bezpośrednio powiązane — przerwały staruchy. — To może być Luka. To może być krew z jej krwi. To może być Serren. To możesz być ty. Nie powinieneś na razie bać się własnej córki, nasz królu. — Ostatnie słowo wypowiedziały niemal szyderczo. — Dla ciebie całkiem inne przeznaczenie zapisane zostało. Jest jeszcze jedna osoba, której powinieneś się obawiać. — Msalabi aż zadrżała z rozkoszy, widząc nerwową reakcję Hatariego.

— Kłamstwo! — krzyknął lew, zapominając o swym postanowieniu w obliczu rosnącej furii. — Jestem królem! Nikt nie może mi zagrozić!
Mgła zawirowała wokół niego, tworząc niebieskawą postać łudząco podobną do Hatariego i pięć innych, które zamiast twarzy miały bawole czaszki. Wszystkie stały nad martwą lwicą trzymającą w łapkach piszczące maleństwo. Lecz wtem malec rozjaśniał oślepiająco, przybierając kształt wielkiego dorosłego lwa, który jednym oddechem rozwiał Strażników, pozostając sam na sam z królem. Hatari patrzył się na tą scenę z oczami pobladłymi z gniewu. Po jego wardze spłynęła kropla krwi. Doskonale wiedział, o kim była mowa.
— Przecież go zabiłem...
— Nie, mój królu. Wrzuciłeś go do rzeki, lecz on przeżył. Książę Zielonych Ziem także powróci pewnego dnia, by odebrać to, co mu się należy. Jesteśmy tylko pionkami w wielkiej rozgrywce Siedmiu, nasz najdroższy panie. Gra właśnie się rozpoczęła. To tylko kwestia czasu, aż nastąpi ostateczne starcie. Kto stanie w chwale jako zwycięzca, a kto zostanie zesłany w zimne macki otchłani?
— Dość!!! — wrzasnął lew i szybkim pacnięciem strącił miseczkę z proszkiem, rozsypując go na ziemi. Jednocześnie wszystko zgasło, pogrążając jaskinię w cieniu. — Mam dosyć waszych sztuczek, w podłe wiedźmy! Przyszedłem tu po konkrety, a nie po kolejne bluźniercze tajemnice! Nie chcę już nawet słuchać waszych bajek! Dwoję się i troję, by utrzymać tu porządek, a zamiast porządku co dostaję? Jeżeli zaraz nie wymyślicie mi sposobu, aby zgładzić zagrożenie, to...
W tym momencie do środka wparował Zuba. Zobaczywszy poczerwieniałego ze złości ojca, który odwrócił się w jego stronę z furią szalejącego huraganu, skulił się w sobie jak zaszczuty pies. Na policzkach lśniły mu na wpół zaschnięte łzy. Miał przy sobie głęboki liść, który zamierzał wypełnić chłodną wodą.
— Proszę proszę, toż to nasz mały książę! — pisnęła Hila ochryple. — A cóż to sprowadza do nas taką słodką duszyczkę?
— Ja... Ja chciałem coś na uleczenie mojej siostry... Bo widzicie... Ja... — W oczach znów stanęły mu łzy zawstydzenia. — Ja nie chciałem jej skrzywdzić, to był przypadek! I teraz ma taki brzydki opuchnięty pyszczek i inni się będą z niej śmiali, a ja nie chcę, aby się z niej śmiali, to był przypadek, ja nie chciałem jej powiedzieć takich brzydkich słów i teraz ona mnie pewnie nienawidzi, a ja nie chcia...
— W porządku, mój synu. — Hatari opanował gniew i uśmiechnął się ciepło, czule gładząc księcia po głowie. — Nic się nie stało. To naturalne. Twój wewnętrzny bohater miał potrzebę bronić swojego królestwa, nie warto się wstydzić takiej szlachetności. Wyjdź na zewnątrz i poczekaj. Szamanki przygotują miksturę, która od razu postawi nasz mały kłopocik z powrotem na nogi. W końcu to nasza rodzina, czyż nie?
Zuba pokręcił głową udobruchany i wyszedł z jaskini. Król ściągnął maskę dobroduszności, sycząc przez zaciśnięte zęby:
— Macie jej przygotować truciznę. I to w podskokach.
— My nie zabijamy, szamanom nie wolno! — wykrzyknęła Msalabi ze zgrozą. Jej uczennica tylko skuliła się w kącie, nie pisnąwszy nawet słówka.
— O tak, o tak! — zawtórowała Hila skwapliwie.
— Ale jest inny sposób! — uprzedziła Msalabi, zanim Hatari zdążył podnieść głos. On sam nie mógł im nic zrobić, lecz cała jego świta stanowiła już porządne zagrożenie, z którym należało się liczyć. — Jutro prezentacja ryków, czyż nie? Lwiątko, które nie zaryczy, trzeba wygnać precz. Oto nasza umowa: przygotujemy napój, który pozbawi ją ryku na dziesięć godzin. Wtedy będziesz miał okazję.
— A gdzie haczyk? — wymruczał król, podejrzliwie marszcząc brwi.
— Złożysz wieczystą przysięgę, w której oświadczysz Siedmiu, że nie byłyśmy wplątane w intrygę, lecz jedynie tępym narzędziem w twych łapach. Jeżeli gniew pierwszych królów nastąpi po tych wydarzeniach, spadnie on tylko i wyłącznie na ciebie samego.
— Zgoda.
Lwy uścisnęły sobie łapy. Saini cofnęła się przestraszona, niezadowolona takim obrotem spraw.
— Doskonały wybór, nasz królu.
— Otóż to, otóż to!
— A teraz, nasz drogi panie, Hani przygotuje dla ciebie wywar.
— Oczywiście, oczywi... — Hani zacięła się w pół słowa. — Zaraz chwila moment! A dlaczego to na mnie spada brudna robota?
— Bo tak mówią wielcy przodkowie... a poza tym wczoraj przegrałaś w kółko i krzyżyk.
Stara lwica pociągnęła za sobą Hatariego, mrucząc słowa, które z pewnością nie przystoją doświadczonej szamance. Po kilkunastu minutach razem z królem pojawiła się przed grotą, z fałszywym uśmiechem wręczając Zubie liść po brzegi napełniony krystalicznie czystym płynem.
— Przecież to tylko woda. Jesteś pewna, że uzdrowi moją siostrę?
— I jeszcze jak uzdrowi — odparła, ukradkiem patrząc na rosnące zadowolenie Hatariego. Gdy książę się oddalał, wyszeptała cicho:
— Och, zapewniam cię, młody książę, zadziała tak szybko, że aż pozbawi jej tchu...
***
Luka przestępowała z nogi na nogę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Stres zdawał się unosić w powietrzu. Aisha nerwowo tarmosiła kwiatek, który był już w fatalnym stanie, a Zuba obgryzał pazurki. Nawet Furaha męczył jeszcze udko, z którego dawno została tylko goła kosteczka. Inne lwiątka również nie były spokojne, a dzisiaj rano doszło już do trzech bójek. Nic dziwnego, że tak się działo, był to bowiem jeden z najważniejszych dni. Dziś miało się okazać, kto pozostanie w stadzie i otrzyma nazwisko, a kto zostanie wygnany na zawsze, co na szczęście nie wydarzyło się od parunastu pokoleń.
Wszyscy zebrani mieli po pięć miesięcy i wyglądali jak małe kotki powiększone kilkakrotnie. Nieduże, puchate kuleczki kłębiły się teraz, trzęsąc się ze strachu i starając wylądować na końcu kolejki. Zdawało się, że cała sawanna zebrała się, by obejrzeć to niezwykłe widowisko.
Hatari, jako przywódca stada, stanął po środku. Jego masywny pysk wykazywał obojętność, lecz w rzeczywistości sam był niewiele mniej zdenerwowany niż zawodnicy. Miał nadzieję, że kolejny perfidny plan nie spali się w posadach.
Król przybrał władczą pozę i gestem uciszył stado. Z powodu koloru wszystkich zebranych, dość spora grupa lwic wyglądała z daleka jak śnieg. Król strząsnął z oczu białą grzywę i po kolei wymieniał lwiątka. Na samym początku wymawiał nazwiska rodziców, a potem ich dzieci w kolejności od najstarszego. Matki wymienionych zatrzęsły się niemalże za każdym razem, gdy padło imię ich dzieci. Starsze lwiątka pozostawały o wiele spokojniejsze i widać było, że z uśmiechem przypominają sobie czasy sprzed roku, kiedy to one same były wystawione na próbę.
Około dziesięć niewielkich lwiątek stanęło na środku, ledwie utrzymując się na nogach. Żadne z nich wcześniej nie ryczało. Było samo południe i słońce niemiłosiernie uderzało w oczy gorącymi pięściami.
— Drodzy zebrani! – zaczął przywódca – Zgromadziliśmy się tutaj, aby zadecydować o przynależności młodych do stada na podstawie potęgi ich ryku, który jest zarazem odzwierciedleniem duszy każdego z nas. Lwiątko, którego ryk będzie najpotężniejszy, przyniesie chwałę swemu rodowi i otrzyma nazwisko, natomiast ten, który nie zaryczy… — tu zrobił dramatyczną pauzę — … na zawsze zostanie wygnany, a swoją rodzinę obdarzy jedynie hańbą. Pozwólmy więc, bez zbędnych ceremonii rozpocząć ten niezwykły rytuał, którym chwalili się nasi przodkowie, jak i my dziś możemy pochlubić się tą tradycją. Brawa dla naszych podopiecznych!
Rozpoczęły się gwizdy, wiwaty i rzęsiste oklaski, również z góry, bowiem prezentacje ryków uwielbiały oglądać także inne zwierzęta, w tym także wiewiórki, ptaki, sępy, orły, szopy, gepardy i myszy polne.
Sznur białych kociąt zakańczała Luka. Była ona ostatnia i bardzo się bała.
— Nie martw się – szepnął Furaha. – Wszyscy sobie poradzimy. Ej, co z twoim okiem?
— Och to nic takiego. Jestem niezdara i się przewróciłam — skłamała lwiczka, szczerząc ząbki w wymuszonym uśmiechu.
— A potem, jak to szaleństwo się skończy, wydamy przyjęcie – dodała Aisha.
— Ej! To moja kwestia…
— Ćśśś! — uciszył Zuba. – Za chwilę się zacznie…
Pierwsze młode niepewnie wyszło na środek. Było tak przerażone, że najpewniej zemdlałoby już dawno, gdyby nie ten uparty wzrok swojej mamy. Lwiątko wydało z siebie pomruk, który powoli przeradzał się w lekko piskliwy, drżący ryk. Widownia nagrodziła go spojrzeniami aprobaty, a młode szybko wróciło w szereg, modląc się, aby nie kazali mu tego powtarzać.
— Pierwsze lwiątko pomyślnie ukończyło próbę, jest więc mile u nas widziane. Iskicie! Jako jeden z nas otrzymasz nazwisko Abafded.
Kolejnie młode również ukończyły rytuał, raz po raz otrzymując nazwiska. Jedne ryki były delikatne, drugie mocne. Luka dostrzegła Karahę, nerwowo spoglądającego w stronę swoich starszych kolegów. Spodziewała się drwin z jego strony, lecz zamiast tego zauważyła jedynie jego drżące łapy i usilne próby opanowania stresu. Lwiczka podeszła do niego, uśmiechając się przyjaźnie.
— Czego chcesz, Luke? — burknął pod nosem, nie patrząc w jej stronę.
— Przyszłam życzyć ci powodzenia. Za chwilkę twoja kolej. Trzymam kciuki za nas wszystkich!
— Nie potrzebuję twoich fałszywych litościwych słówek, smarku.
Jednak gdy padło jego imię i nadszedł czas, by wyjść na środek, zatrząsł się mimowolnie. Poczuł, jak łapy przywierają mu do ziemi. Nie mógł się ruszyć.  Mabawu i Ramsay wyszczerzyli zęby z pogardą. W tym momencie lewek rzucił okiem za siebie i napotkał na ciemny kciuk wysoko uniesiony w górę w dopingującym geście.
— Dasz radę, głupku.
Wargi Karahy drgnęły nieznacznie w zaczątku uśmiechu.
— Dzięki, smarku.
W końcu kolejka doszła do Zuby.
Wyszedł on dumnie na sam środek, nie okazując nawet krzty strachu (lub bardzo zdolnie go maskując). Serren złożyła łapki. Młody zaryczał. Był to ryk wcale niezgorszy od dorosłych i tak głośny, że w oddali odleciały ptaki, a sąsiedzi pozatykali uszka. Widzowie oniemieli z zachwytu. Taki ryk u tak młodego lwiątka nie zdarzył się od wielu pokoleń.
Hatari prawie podskoczył z radości, bo było jasne, że jego syn jest najlepszy wśród młodych lwiątek.
— Zgodnie z tradycją – powiedział, uśmiechając się do syna porozumiewawczo – jako NAJWSPANIALSZY wśród rywali otrzymasz takie nazwisko, jak rodzice. Od dziś jesteś Liongozi.
— Brawo mocarzu! – zaśmiała się Aisha, szczerząc bielutkie ząbki. Zuba odpowiedział energicznym skinieniem głowy.
— Teraz twoja kolej – odparł.
Aisha uśmiechnęła się do tłumu i dumnie stanęła na wyznaczonym miejscu. Parę młodych lwów, którym grzywa dopiero wyrasta, podążało wzrokiem za jej krokami. Nic dziwnego, bowiem czas zdążył już wyodrębnić jej niesamowitą urodę: smukłe białe łapki, inteligentne spojrzenie oczu głębszych niż najczystszy błękit, drobny różowy nosek, kwiat wdzięcznie wpięty za ucho przecięte czarnym paskiem... To wszystko sprawiało, że przyciągała powszechną uwagę i wzbudzała podziw. Luka życzyła siostrze w duchu jak najlepiej.
Aisha ryknęła pięknym, dźwięcznym rykiem. Głos był niemalże tak delikatny, lecz tak pewny, jak samo lwiątko. Kiedy skończyła, wiwaty były wcale nie gorsze, jak przy jej starszym bracie. Otrzymała nazwisko Tsuvni.
— Twoje dzieciaki to cwane lisy. Mają wspaniałe predyspozycje – szepnął jeden ze starszych lwów.
— Wiem, wiem – uciszył go Hatari, machając łapą.
No i przyszła kolej na Furahę. Wrzucił na pyszczek swoją typową minę zatytułowaną „totalny luz” i wprost wskoczył na środek. Wziąwszy wpierw najgłębszy możliwy wdech, wypuścił powietrze z głośnym rykiem, po czym z satysfakcją powrócił do szeregu. Jego starsi koledzy wiwatowali najgłośniej. Zaraz jednak przyszedł czas na ostatnie lwiątko.
Luka niepewnie stanęła na środku zaraz po tym, jak jej brat otrzymał nazwisko Fétard. Wiedziała, że najbliższa minuta zadecyduje o jej dalszym życiu. Ten małe kilka cennych sekund sprawią, że stado potraktuje ją jak jedną z nich. Będzie mogła bawić się z innymi lwiątkami bez przerażonych spojrzeń z zmartwionych matek, rozmawiać z chłopcami bez zażenowania, siedzieć w towarzystwie, słuchać i być słuchaną. Akceptacja. Luka próbowała zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że jest już po wszystkim, ale ku własnej trwodze widziała jedynie ciemność.
Od dziś będę jedną z nich. Od dziś będę szczęśliwa.
Oczekiwanie osiągnęło poziom krytyczny, więc Luka wzięła głęboki wdech i…



Ciąg dalszy nastąpi...



********************************************************


Poprzedni rozdział: Historia Luki - Rozdział V
Kolejny odcinek: Zatarty Szlak - Rozdział I

********************************************************


I właśnie tym sposobem doszliśmy do końca pewnego etapu w życiu Luki. Jesteśmy właśnie na skraju wielkiego przełomu - ale czy na lepsze, czy na gorsze?... No cóż... Wszystko opowiem wam w drugim odcinku ^^

Zapraszam serdecznie do zakładki "bohaterowie", gdzie wreszcie pojawiły się pierwsze postacie. Mam nadzieję jeszcze w tym tygodniu dodać co najmniej dwie c: Powiedzcie, co sądzicie o obrazkach i co ewentualnie mogłabym w nich poprawić ;)
Pytanka:
1. Czy Luka spotka kiedyś księcia Zielonych Ziem? Czy będzie miał on jakiś związek z Samawatim?
2. Jak sądzicie, czy Luce uda się przełamać siłę wywaru szamanek?
3. Jak waszym zdaniem dalej potoczą się dzieje lwicy?
No to... do usłyszenia! c:

12 komentarzy:

  1. No to mnie zaskoczyłaś :) Rozdział ciekawy i dużo się dzieje, aż się kłuję bo nie mogę doczekać się następnej notki c:

    1. Wydaje mi się że ma z nim jakiś związek, więc to możliwe
    2. Na pewno! Go Luka, go!
    3. Fajnie <3

    Zapraszam do mnie, pozdrowienia od Ember <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienawidzę cię (:D)
    W TAKIM momencie przerywać! Grr...zaraz zaryczę jak Luka (być może) w następnym rozdziale. Hmm...tak szczerze mówiąc to ten książe Zielonej Ziemi kojarzy mi się w pewnym sensie z właśnie Samavatim. Nie sądze aby Luke przełamał działanie eliksiru szamanek.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :) Na bloga zawędrowałam już dawno, spragniona nowej historii, która tu się zrodziła. Jadnak, jak to jest w mojej naturze, nie skomentowałam ani jednego rozdziału. Na tym więc rozpocznę :)
    1. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że owym "księciem zielonych ziem" jest Natharis (Nuka) we własnej osobie. Mimo, że jeszcze nie wystąpił, ale jest jedynym szarym lwiątkiem, które w tej chwili przyszło mi na myśl. Do tego zwrócę uwagę na grzywę lwa z drugiego obrazka i porównam ją do grzywy Nuki z twojej wersji = właściwie identyczna.
    2. Gdyby złamała wyrok, została by w stadzie, a jednocześnie nie było by dalszej zabawy, a życie Luki mogłoby być od ego czasu idealne. Dlatego (sorry Luka) ale lepiej by było, gdyby się nie udało.
    3. ... Tu już brak mojego pomysłu ...
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdzialik ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i zapomniałam dodać : co do lwic z obrazka fioletowa to na bank Hila, a niebieska Msalabi, właśnie z takim uśmieszkiem sobie ją wyobrażałam :D

      Usuń
    2. Witam ^^ Bardzo dziękuję Ci za komentarz! c:
      Co do Hili i Msalabi - zgadłaś! c: Tak w sumie na samym początku planowałam, aby to były bliźniaczki, ale pewnie znając życie sama bym się w nich pogubiła ;D
      No i dziękuję za odpowiedzi c:
      Pozdrawiam ciepło! ~ EvilRay

      Usuń
  4. Rozdział mi się podobał, ale szczegolnie w połowie miał kilka literówek (np "kwesta" zamiast " kwestia"; innych nie pamietam. Ponadto było gdzieś napisane "tą" zamiast "t). Bardzo dobrze przedstawiłaś Szamanki. Były one jednocześnie sprytne,bystre i nieco szalone. Wlasciwie nie wiem do końca, czemu pomogły Hatariemu;nie wyglądały na zbyt mu przychylne. Ale mogły go oszukać...co dawałoby Luce szanse na pozostanie w stadzie. Ale sama nie wiem, czy tego dla niej chcę.moze w jakims sensie lepiej dla niej byłoby zostać wyrzucona, wtedy moze spotkałaby tego tajemniczego księcia (wyczuwam w przyszłości Big love), poznałaby wiecej zycia :p?;). Przerwałas w idealnym momencie, zeby czytelnicy wołali "wiecej, wiecej":*.w wolnej chwili zapraszam na Niezaleznosc;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa "Big Love" i "poznać więcej życia" obok siebie... cudowne połączenie ;D Dziękuję za zwrócenie uwagi, już poprawiam c: W sumie może rzeczywiście coś w tym jest, w końcu nadal nie wiadomo, czy nawet ryk jest w stanie przełamać lata uprzedzeń i plotek...
      Pozdrawiam! c: ~ EvilRay

      Usuń
  5. 1. Myślę, że na pewno go spotka, a co do jakiegoś związku to musi się to złączyć w jakąś całość.
    2. Mi się wydaje, że zaskoczy ona wszystkich, a szczególnie samą siebie. Może szamanki wcale nie podały jej złego wywaru. Sądzę tak, ponieważ uważam, że są one bardzo szalone, sprytne, ale mają dobre serca i nie skazałyby Luki na wygnanie ani wstyd.
    3. Luka będzie miała trochę ciężko, ale zawsze uda jej się wyjść z tarapatów. Bynajmniej mam taką nadzieję, gdyż ją bardzo polubiłam.
    Czekam na ciąg dalszy, ponieważ przerwalas w bardzo kluczowym momencie haha :D
    Pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, ja mam prawo być polsatem D:
    Po pierwsze - masz dobrze w głowie? Każdy rysunek jest prze prze prze prze prze piękny i niesamowity. Wielki talent masz. Ogromny!
    1. Na pewno go spotka.
    2. No jasne! Dasz radę Luka!
    3. W końcu odkryje swoje przeznaczenie.
    Luka Maja XD to moja ulubiona postać ^^
    Pozdrawiam najlepszą bloggerke ever! Piszesz super :<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne.

    Jaki z ciebie polsat,nienawidzę cię! :D

    Żartuję,przecież wiesz,że cię uwielbiam :)

    Piękne te twoje pazgrołki,nie ma się do czego przyczepić,więc proszę usunąć ten tam napis pod twoim arcydziełem,bo,bo...inaczej cię dorwę!Znam twoje imię!

    1.Nie wiem!Może ma jakiś związek,ale i tak mnie on nie będzie obchodzić,jeśli on nie będzie Nathem!
    2.(Nie)Przykro mi,ale nie,nie uda jej się.
    3.Jakoś na pewno,nie mam czasu na pisanie jakiś historyjek.

    Nie mam więcej weny na pisanie jakiś długaśnych komentarzy,więc się będę żegnać.

    Czekam na następną część(już wiem jak to określać :D).

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu, w takim razie lepiej zacznę się bać... dam dam dam!
      *dwudziesto-pięcio minutowa przerwa na reklamy. Tylko na Polsacie*.
      1. Haha ;D Rozbawiłaś mnie XD
      Dzięki za komentarz c:
      Również pozdrawiam! ^^ ~ EvilRay

      Usuń
  8. Rysunki śliczne, opisy nieziemskie.Czytając można kompletnie zapomnieć o świecie.Miałam do nadrobienia jeszcze poprzedni i nawet nie zauważyłam kiedy przeczytałam wszystko.Nie wiem co napisać, po prostu genialnie.No, ale za tą końcówkę to cię zabije!Ja nie mogę żyć w niepewności!
    1.Najpewniej tak.Mam jakieś głupie przeczucie, że to on xddd
    2.Wierzę w nią!Tak!A może ona tego nie wypiła?Mam nadzieje!
    3.Najpierw będzie ciężko, a potem szczena wszystkim opadnie, że w dzieciństwie jej nie lubili.

    OdpowiedzUsuń