18 marca 2017

Odcinek 3 Stado Północy: Rozdział III

To dopiero początek


Wiadomość o przybyszach z Północy gotowych zawiązać sojusz przeciw Simbie i jego królestwu rozeszła się wśród wyrzutków w zabójczym tempie. Zira nie potrzebowała wiele czasu do namysłu — w trybie natychmiastowym odesłała Nukę z powrotem z informacją, że jeszcze tej nocy będzie gotowa zawiązać przysięgę, w której to oba stada złożą obietnicę wspólnej walki i czystych zamiarów, zapieczętowaną paktem krwi. Mimo że całe wydarzenie nie musiało odbywać się aż tak uroczyście, przywódczyni wciąż jeszcze pamiętała obyczaje panujące na Lwiej Ziemi, które obowiązkowo znali każdy szanujący się król i królowa. Skaza, jakkolwiek wiele złego uczynił podczas swojego panowania, nigdy nie pogwałcił starożytnych tradycji, dlatego właśnie i Zira postanowiła kontynuować dawne zwyczaje, a przy okazji podnieść nieco drastycznie niskie morale swojej drużyny, podupadłej na duchu przez dotąd niespotykany brak zwierzyny łownej.
Jednakże w żadnym wypadku nie straciła wrodzonej czujności. Kiedy tylko jej syn zniknął na horyzoncie, wezwała do siebie Makali — swoją najbardziej zaufaną zastępczynię poznaną jeszcze za czasów mieszkania na Lwiej Ziemi — i Damu (bo akurat była najbliżej).
— Miejcie się na baczności i w razie czego nie wahajcie się użyć kłów i pazurów — rzuciła do nich ukradkiem. — Cała ta sytuacja wydaje mi się nieco podejrzana.
— W takim razie czemu nie poczekaliśmy trochę z odpowiedzią? — żachnęła się Damu, nerwowo przeczesując łapą ciemnobrązową sierść. — Moglibyśmy w tym czasie dowiedzieć się czegoś więcej. I zastanowić, czy potrzebna nam banda gepardów z drugiego końca Doliny.
— O tak, może jeszcze poczekaj, aż sobie tu pozdychamy z głodu — prychnęła Makali. — Przysięgam, jak jeszcze jeden dzień będę musiała żuć te wstrętne korzonki, to oszaleję.
— Jeżeli jest jakakolwiek szansa, że na ten czas zamieszkamy na Północy, to nie ma co zwlekać. Ale nie możemy tracić głowy. Jeżeli Thakin coś knuje, osobiście przetrącę mu kark. Macie mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Jeden przejaw zdrady, a chcę widzieć głowy tych gepardów w waszych pyskach. Zrozumiano? Jeżeli coś nauczyło mnie życie tutaj, to tego, że zazwyczaj nic nigdy nie idzie zgodnie z planem...


Wszystko idzie zgodnie z planem! — pomyślał wesoło Nuka, wracawszy z powierzonej mu misji po niecałej godzinie, i w wyobraźni już honorując się ogromniastym orderem. Zdążył sobie przypisać wszystkie zasługi związane z wydarzeniem: to on odnalazł gepardy, nie na odwrót, to on wydobył z nich potrzebne informacje, bo jakby inaczej, o oczywiście to on uzyskał sobie dodatkowy punkt w cichej rozgrywce pomiędzy nim a Kovu (o której jego brat nie miał zielonego pojęcia, ale być może to i lepiej).
W całym zaaferowaniu poplątały mu się imiona przybyszów do tego stopnia, że Zeltor został ze trzy razy ochrzczony imieniem Zartek lub Zurton, a biedny Splajtor nie miał nawet jak poprawić nieszczęsnego "Sptojraj". Ale Nuce, bynajmniej nieświadomemu swojej pomyłki, nie przeszkodziło to w dokładnym przekazaniu tego, co przekazać miał.
Teraz pozostało mu tylko odnalezienie Luki, której zniknienia wcześniej nie zauważył, a którym później nie zawracał sobie głowy. Ku swojemu rozczarowaniu nie napotkał jej ani przy gejzerach, ani w żadnym innym miejscu, jakim zdążył jej już pokazać. Przez moment pomyślał sobie, że mogłaby — tak jak planowała — jeszcze raz zrobić sobie bieg na przełaj między gejzerami, ale odrzucił ten pomysł.
Nikt nie byłby chyba aż taki szalony, czyż nie?

Tymczasem Luka wpadła sobie na kompletnie inny zamysł. Jako że nie cierpiała nudy, a samotne minuty na wyjałowionych pustkowiach zdawały się ciągnąć w nieskończoność, postanowiła nieco się rozerwać... przerażając trzech nieznanych przybyszów na śmierć.
Wyskoczę na nich z góry z jakimś głośnym okrzykiem! Ale będzie zabawa. Na pewno wszyscy będą zachwyceni!
I w ten oto sposób, jakiś czas po odejściu Nuki, lwica, gdy tylko znalazła się niedaleko gawędzących sobie w najlepsze gepardów, zaczęła skradać się na porośniętą zeschłą trawę półkę skalną, w której cieniu siedziały ofiary jej przyszłego żartu. "Przeklęte trawsko" — warknęła w duchu, bowiem ciągle szeleszczące podłoże znacznie utrudniało ciche podchody. Jednak najwyraźniej cała trójka pozostawała zbyt zajęta ożywioną rozmową, aby ją usłyszeć. Kiedy podczołgała się już na sam szczyt wzniesienia i właśnie miała skoczyć, do jej uszu dobiegło tak głośne uderzenie pięścią w skałę, a mało by brakowało, że zamiast skoczyć — spadłaby z gruchotem.
— ...Ostrzegam cię po raz ostatni, Bulton. Nie zorientują się! Nie mają jak się zorientować. Mam już dość ciągłego poruszania tego tematu. To całe rozprawianie przyniesie nam pecha, zobaczycie. — Groził palcem najprężniej zbudowany z gepardów o chytrym, lecz inteligentnym wyrazie pyska.
— Ależ nie! — jego brat wzdrygnął się na sam wydźwięk tych słów. — Ja tylko próbuję zrozumieć (a wiesz, że nie jestem najlepszy w rozumieniu różnych spraw). Thakin wydał tę decyzję tak nagle... Nie uważasz, że to dziwne? Ja nie chcę czuć się jak zdrajca, nie chcę walczyć! Nasi przodkowie bili się o honor stada, a my robimy podchody jak jacyś... jak jacyś... No powiedz mu, Splajtor!
Splajtor spojrzał na niego z wyrzutem swoim różnobarwnym spojrzeniem, jakby chciał rzec: "bardzo śmieszne".
— Tak czy owak — kontynuował Bulton. — Zdrady i wojny średnio sprzyjają pełnemu żołądkowi.
Zdrada? — Luka nadstawiła uszu. Jej, jak się jeszcze przed chwilą zdawało, genialny pomysł w jednej chwili prysnął jak mydlana bańka.
— Nowa zasada. Od dziś jesteś niemy jak Splajtor.
— Ale ja...
— Niemi głosu nie mają.
Bulton nadął policzki zirytowany, jednak nie zamierzał się poddać.
— Ale chodzi o to, że nikt nam nie wytłumaczył, co będzie dalej? Co zrobimy z Wyrzutkami, gdy nie będą nam już potrzebni? Wyglądają na gości, którzy nie dadzą się tak łatwo omamić...
— Ciszej — upomniał go brat — Bo jeszcze ktoś to usłyszy.
Luka poczuła, jak jej tętno gwałtownie przyspiesza. Udało jej się schować głowę przed świdrującym wzrokiem niemego w ostatniej chwili.
— Tu? To totalne pustkowie — uspokajał Bulton — Nic ani nikogo tu nie ma.
— Dlatego jeszcze bardziej powinniśmy uważać. Głos niesie się dalej, niżbyśmy tego chcieli.
Lwica musiała się bardzo wysilić, aby dosłyszeć kolejne słowa. Gepardy stały się czujne.
— Stado Północy nie przegrało jeszcze żadnej wojny, mój bracie. Żadnej. Jakoś się ich pozbędziemy i Thakin dobrze wie, jak, nie mnie w to wnikać. Naszym zadaniem jest tylko dostarczyć wiadomość i zawiązać pakt. Resztą zajmiemy się później. Tak to już bywa na wojnie, czyż nie? Trzeba zdradzać jednych, by pokonać drugich. My mamy tylko wykonywać rozkazy.
Bulton jeszcze chciał coś dopowiedzieć, ale poczuł na ramieniu łapę Splajtora, który pokręcił głową znacząco.


Luka nagle zapragnęła znaleźć się jak najdalej. Nieźle się wpakowałaś, Augzoyowa, nie ma co. Jesteś tu już drugi dzień, a już dałaś się wplątać w jakąś pokręconą politykę. Lwica nie wybaczyłaby sobie, gdyby pozostawiła całą sprawę samej sobie. Postanowiła przynajmniej ostrzec nowo poznanego lwa, lecz w to, co stanie się później — nie zamierzała ingerować. Zaczęła powolutku się wycofywać i bardzo, bardzo cichutko obróciła się na paluszkach, by zaraz potem...
Uderzyć w jakiś ciemno brązowy kształt.
— O matko jedyna! — wymsknęło jej się o wiele za głośno.
Nastoletni lew, o grzywie jeszcze niewiele dłuższej od czupryny Luki, uniósł jedynie brwi, a w słońcu błysnęły jego ciemnozielone, bystre oczy.
— Po pierwsze: czy ja ci wyglądam jak twoja mama? Po drugie: czym ty jesteś i co robisz na naszej zie...
— N-nie ma czasu na wyjaśnienia, po prostu biegnij!
Jeżeli Kovu sądził, aby coś tego dnia mogło zadziwić go jeszcze bardziej, to natychmiast zmienił zdanie, gdy zza piaszczystego wzniesienia wyskoczyły trzy wzburzone sylwetki. A ponieważ nie miał szans w bezpośredniej walce jeden na trzech, puścił się biegiem tuż za tajemniczą lwicą oraz zrównał z nią krok.
— Co tu się dzieje? — krzyknął w jej stronę, z trudem łapiąc oddech.
— Pytasz i pytasz! Lepiej przebieraj nogami, jak chcesz ujść z życiem... bardzo uprzejmie proszę.
Tak więc lew, chcąc nie chcąc, sunął naprzód u boku nieznajomej lwicy z grzywą, uciekając z niewiadomych powodów przed nieznaną grupką gepardów i będąc w większym stanie zdezorientowania, niźli przez ostatni miesiąc razem wzięty.
Tymczasem Zeltor, którego mięśnie wręcz drżały z wściekłości, patrząc z niepokojem na zachodzące już słońce, rzucił w stronę Splajtora:
— Musimy biec na uroczystość. Splajtor, cokolwiek się stanie: nie dopuść, żeby ta dwójka wyrzutków dotarła na miejsce przed nami. Jakkolwiek to zrobisz: goń ich i powstrzymaj!
Jeśli Zeltor miał się czym pochwalić, to z pewnością była to umiejętność zachowania zimnej krwi w sytuacjach kryzysowych. Wtedy dopiero uwydatniały się jego wrodzone zdolności przywódcze oraz siła perswazji. W tej chwili nawet Splajtor nie miałby odwagi zaprzeczyć — co zresztą nie było jego zamiarem. Natychmiast pognał w górę, znalazłszy wpierw łagodną ścieżkę wzniesienia — on także miał pewną przewagę. Smukła budowa ciała i łapy o nadnaturalnej długości czyniły go mistrzem w swojej dziedzinie — w biegu.
Naturalnie więc, że nie mógł się spodziewać, iż trafił właśnie na godnego siebie przeciwnika.
Luka zastanawiała się gorączkowo. Jej łapy z błyskawiczną prędkością odbijały się od ziemi, wzniecając kurz. Gepard zaczynał ich doganiać. Lwica skrupulatnie analizowała swoje możliwości, przewagę i słabości.
Miała sprawne oboje oczu.
Umiała biec o wiele dłużej.
Była drobniejsza, więc łatwiej było jej się schować.
Ale była też wolniejsza.
Nagle szok spowodowany szybkim zwrotem akcji prysnął jak sen, a zastąpiła go fala pewności siebie wraz z nowym planem, który wpadł jej do głowy ni stąd ni zowąd jak grom. Uśmiechnęła się do siebie. Nie ma takiej śmiercionośnej przygody, z której nie uszłabym z życiem. Co to to nie Luka!
— Ej ty! W cętki! — rzuciła przez ramię.
Splajtor poczuł, że musi przyspieszyć, inaczej opadnie z sił, zanim zdoła ją dogonić. Z niemałym uczuciem zawiści zdał sobie sprawę, że lwica jest wytrzymała jak głaz; po tak długim czasie nawet nie oddychała szybciej, podczas gdy powinna już dostać zadyszki.
— Ciekawe, czy dasz radę mnie schwytać! — zawołała arogancko Luka, po czym skoczyła w wąskie przejście pomiędzy drzewami.
Jednakże Kovu, znając Ziemie Wyrzutków jak własną kieszeń, w ostatniej chwili zdecydował się na inne posunięcie. Błyskawicznie skręcił w bok.przywarł plecami do ogromnego, porośniętego wyschniętym mchem konaru oraz zaczął nasłuchiwać. Postanowił sobie, że dowie się wszystkiego, choćby miał za to srogo zapłacić. Już nawet nie obchodziło go, że spóźni się na zawarcie paktu — liczyło się tylko tu i teraz.
Gepard bez wahania poszedł w jej ślady uciekinierki. Oboje nie znali tego miejsca. Brnęli przez las — a przynajmniej przez to, co z niego zostało po wielomiesięcznej suszy. Martwe patyki trzeszczały przy każdym ich kroku, kiedy przedzierali się przez nie w szaleńczej pogoni. Luka uznała, że najwyższa pora zakończyć &zabawę&, inaczej nie zdąży ostrzec Wyrzutka. W jednej chwili skoczyła w górę, a przebiegłszy dwa susy pionowo po wyschniętej korze, wygramoliła się na najniższą gałąź. Splajtor przystanął na chwilę, patrząc w górę. Zdezorientował go ten nagły ruch. Dla gepardów naturalnym była wspinaczka, czego jednak z pewnością nie można by powiedzieć w kwestii lwów — a tymczasem weszła na górę z taką łatwością, jakby owy wyczyn był dla niej chlebem powszednim.
— Co tak zaniemówiłeś? — zaczepiała go ze swojej bezpiecznej pozycji. — No dalej. Wejdź tu do mnie, jeśli potrafisz.
Splajtor nie zwracał na to uwagi. Tak czy owak nie mógł przecież nic odpowiedzieć. Postanowił także, że nie rozproszy go jej nieadekwatne pozytywne nastawienie: kiedy ją schwytam, nauczę ją, z czego należy się cieszyć, a czego należy się bać.
Tymczasem Luka, zobaczywszy, iż gepard poszedł w jej ślady, zaczęła wspinać się na coraz to wyższe partie drzewa, wciąż nie spuszczając go z oczu. Wiedziała już, co zrobi i wcale jej to nie przerażało. Kiedy znalazła się już dostatecznie wysoko, zatrzymała się, oczekując niewygodnego towarzysza.
— Jesteś bardzo cichym rozmówcą. — Zauważyła z udawaną goryczą. — Szkoda, że nie zostaniemy kolegami.
Ja ci dam kolegami! — warknął w myślach Splajtor.
— Fajnie się z tobą konwersowało, ale chyba muszę... spadać.
W tym momencie pobladł w jednej chwili.
Ona chyba nie ma zamiaru...?!
Lwica z czarującym uśmiechem skoczyła na jego gałąź. W tej samej sekundzie rozległ się trzask, a drzewo ugięło się pod niebezpiecznym kątem w chwili, w której gepard wpadł w skąpe krzaki. Luka zdążyła chwycić się wystającego konaru oraz spuścić się w dół, ryjąc różowymi pazurkami w korze. Potem zasalutowała mu na pożegnanie.
— Fajny jesteś. Ale nie w moim typie.
Splajtor był tak zły, że gdy obolały wychodził z krzewów, obserwując jej znikającą między suchymi liśćmi sylwetkę, po raz pierwszy żałował, że nie potrafi rzucić żadną ciętą ripostą. Lecz kiedy zdołał się podnieść, upadł z powrotem na brzuch pod wpływem niespodziewanego ciężaru i ostrych pazurów, które nagle wbiły mu się w kark. Natychmiast rozpoznał lwa, którego zgubił w pogoni jeszcze kilka chwil wcześniej i oblał go paraliżujący strach. W przeciwieństwie do lwicy, napastnik wcale nie wyglądał na rozbawionego — patrzył na Splajtora pociemniałymi od gniewu oczami tak srogo, że gepard mimowolnie przełknął ślinkę.
Teraz miał do czynienia z prawdziwym wyrzutkiem.
— Nie mam najmniejszego pojęcia, o co tu chodzi — zasyczał lew. — Ale mam nadzieję, że szybko mi to wytłumaczysz. Ułatwisz zadanie i sobie... — W tym momencie przyłożył pazury do jego gardła. — I mnie.
Splajtor spróbował wykorzystać swoją przewagę wzrostu, lecz Kovu okazał się silniejszy, niż na jakiego wyglądał. Nie mając już żadnych innych możliwości, wykręcił głowę oraz wbił kły głęboko w jego ciemnobrązowe ramię, słysząc obrzydliwy chrupot. Wyrzutek wrzasnął z bólu i ze złością rzucił się do szyi geparda, jednakże o ułamek sekundy za późno. Starając się zatamować łapą krew płynącą mu z rany, spróbował dogonić uciekającego przeciwnika, ale zaraz zdał sobie sprawę, że jego wysiłki pójdą w próżnię. Kovu z głośnym przekleństwem uderzył pięścią w korę.
— Ojej, nic ci nie jest? Czy ten gepard cię skrzywdził?
Lew odwrócił się i napotkał na szczerze zmartwione spojrzenie drobnej lwicy z czarną, rozwianą czupryną.
— Bywało gorzej — odburknął w odpowiedzi, nie mając już chęci na zadawanie jakichkolwiek pytań.
— Wiem, że to wszystko może ci się teraz wydać poplątane, ale wasze stado jest w niebezpieczeństwie. Słyszałam, jak przybysze rozmawiają o swoich prawdziwych zamiarach na tamtym wzniesieniu. Muszę odnaleźć takiego jednego wyrzutka i...
— Zaraz, to dlatego nas gonili? — Kovu uniósł brwi. — Skąd mam wiedzieć, że nie blefujesz? I kim w ogóle jesteś, że przebywasz sobie jak gdyby nigdy nic na naszej ziemi?
— Nie ma na to czasu, muszę odnaleźć jednego z wyrzutków. Znasz go może? Ma taką szarą sierść i rozczochraną grzywę i...
— Znasz Nukę? — przerwał jej po raz kolejny. — Mój brat nigdy nie wspominał, że zna jakąś tajemniczą lwicę. Jestem Kovu. — Wyciągnął w stronę Luki zdrową łapę. — I przekażę mu to, co masz do powiedzenia. A więc?
— Pozwól więc, że wszystko ci wytłumaczę...
***
— I przysięgam walczyć aż do ostatniej kropli — ciągnęła Zira, nacinając dużym szponiastym pazurem opuszkę, powodując delikatny krwotok. Symbole były już wyryte w piasku, powoli czerwieniąc się pod wpływem zasad przysięgi. Zgromadzone wokół Stado Wyrzutków wstrzymało oddech, gdy Zeltor przygotowywał się do wypowiedzenia uroczystej formuły. Uhaini stojąca tuż obok Vitani zdawała się chłonąć każdą chwilę z zafascynowaniem, za to jej przyjaciółka wydawała się mniej zaciekawiona, lecz wciąż uważna.


Król Lew: Historia Nieznana - Pakt Wieczysty
— Ja Zeltor, w imieniu Thakina: najwyższego przywódcy Bractwa Północy oraz wszystkich gepardów mojego stada, przysięgam na wojnie walczyć mężnie, wrogów wraz z Wyrzutkami zabijać bez wahania, w walkach wszystkie siły krzesać i przysięgam walczyć aż do ostatniej kropli krwi. Mym sojusznikom zawsze pomocą służyć, ich boku strzec jak życia własnego, honoru bronić jak króla wielkiego, a także nigdy... nigdy...
Serce Bultona przyspieszyło gwałtownie. No dalej. Jeszcze tylko kilka słów...
— Nigdy zostawić ich w potrzebie, przed wojną, podczas wojny i... i... i po wojnie — dokończył Zeltor z niemałym wysiłkiem. Miał nadzieję, że zgromadzeni nie zwrócili na to uwagi.
— A teraz — Bulton czuł niemałą satysfakcję, będąc prowadzącym Kontraktu — podajcie sobie łapy na przypieczętowanie umowy raz na zawsze!
W tym momencie został brutalnie odepchnięty na bok tak silnie, że upadł z donośnym mlaśnięciem. Zeltor odwrócił się gwałtownie, a cała reszta zgromadzonych wpatrywała się z zaskoczeniem w dwie sylwetki stojące pomiędzy przywódcami.
— Kovu, Nuka? Gdzie się podziewaliście i co wy wyprawiacie! — Zira nie wiedziała, czy jest w tym momencie bardziej zaskoczona, czy wściekła zachowaniem synów.
— Nie możesz zawiązać Kontraktu Wieczystego, matko. Nie z nimi.
Wszystkie oczy zwróciły się ku dwójce gepardzich braci, którzy w tym momencie zbili się ciasno w nieznośnym napięciu.
— Co wam strzeliło do tych rozczochranych łbów? — syknęła Vitani półgębkiem. — Dlaczego...
— Bo to oszuści — uciął siostrze Nuka, po czym zwrócił się do wszystkich — Ci tutaj chcieli wykorzystać nasze siły, w rzeczywistości jednak pragnęli władzy na Lwiej Ziemi dla siebie. Wcale nie odzyskalibyśmy utraconych ziem ani tronu, który nam się należy. Przelawszy naszą krew, gepardy zostawiłyby nas rannych i osłabionych, gdybyśmy tylko nie chcieli zaakceptować ich rządów.
— Skąd to wiesz? — twarz Ziry wykrzywiła się ze wstrząśnięcia. Chcieli oszukać ją — byłą królową; jej duma nie mogła tego znieść.
Nuka spojrzał pomiędzy dwa odległe wzniesienia, będące teraz czarne w nocnym mroku. Tam ukrywała się Luka. Nie chciała, aby o niej wspominano. Nigdy nie zbliżała się do stad w obawie przed odrzuceniem i salwą drwin.
— Ponieważ słyszałem ich rozmowę — wtrącił Kovu z powagą. — Jeden z nich zaatakował mnie — tu wskazał za świeżo zasklepioną ranę po ugryzieniu, na której utworzył się ciemnoczerwony strup. Wszystkie wyrzutki przyglądały się temu wszystkiemu w milczeniu.
— On wcale nie...
— Milcz, śmieciu! — wykrzyknęła Zira, policzkując Zeltora i zostawiając na jego policzku trzy krwawe ślady. — Zapłacicie nam za to. A Thakinowi możesz przekazać, że kolejni posłańcy Stada Północy, których tu zobaczę, już nigdy nie wrócą z powrotem żywi. Zrozumiano?! Ale zanim odejdziecie... — tu przywódczyni zwróciła się do swego stada — Możecie się z tą trójką... zabawić.
Oczy lwic zapłonęły na czerwono, gdy wyszczerzyły kły. Vitani wręcz oblizała zęby z sadystyczną rozkoszą, a Nuka, wrednie chichocząc pod nosem, wyciągnął pazury.
Luka odwróciła wzrok. Wolała na to nie patrzeć.
***
— Gepardy to naprawdę najszybsze zwierzęta — zaśmiał się Nuka, ryjąc pazurami w kamieniu z zadowoleniem. — Żebyś tylko wiedziała, jak zwiewali z powrotem na te swoje zapchlone terytoria. Nieprędko ich znowu zobaczymy.
Luka przeciągnęła się, ziewając. Było już bardzo późno w nocy, lecz towarzysz zdawał się tego nie zauważać, zachłyśnięty dzisiejszą przygodą. W oddali malutkie sylwetki stada kierowały się w stronę kopca termitów. Lwica widziała je wyraźnie pod gwieździstym niebem.
— Widziałam — odparła sennie. — Ale... szkoda, że to się tak potoczyło. Oni wcale nie wyglądali na szczęśliwych z tego całego podstępu. Może... może w innych okolicznościach zostalibyśmy przyjaciółmi...
— Dawno chyba nie przeżyłem takiego szoku, jak dziś. Żebyś tylko widziała to z boku: ty i Kovu wpadacie na mnie jak burza i zaczynacie jeden z najbardziej poplątanych słowotoków, jakie słyszałem. Hej, powiedz mi, jak to jest, że ledwie się pojawiasz, a już zaczynają się dziać takie rzeczy?
W odpowiedzi tylko uśmiechnęła się tajemniczo.
— Mam szczęście.
— Albo pecha.
Dziewczyna uderzyła go w ramię po przyjacielsku.
— Gdzie tam pecha! Po prostu uwielbiam przygody, więc same do mnie przychodzą.
Wtem tuż zza rogu wychylił się Kovu, szczerząc się chytrze.
— Czyżbyście rozmawiali o mnie?
— Chciałbyś, termicie — fuknął Nuka, na co jego brat zareagował pobłażliwym uśmiechem.
— Dobrze się dzisiaj spisaliśmy. Przez chwilę obawiałem się, że mi nie uwierzysz. Ciężko byłoby przekonać matkę w pojedynkę.
— Chłopaki, czy wy też macie takie dziwne wrażenie, że... coś przegapiliśmy? — zasugerowała Luka. — Myślę, że za tym wszystkim kryje się coś o wiele, wiele więcej niż zwykła wojna. To wszystko... to wszystko wydaje się zbyt nierealne, nagłe i dziwne.
— Luka może mieć rację. Za tm wszystkim kryje się... coś więcej. Jakaś intryga, tajemnica... — wymamrotał Kovu, spoglądając w stronę nieboskłonu.
— Cokolwiek by to nie było, odkryjemy to. I zniszczymy — dodał Nuka z czerwonym błyskiem w oczach. — To dopiero początek. 
Zza horyzontu wyjrzała blada poświata — księżyc znów rozpoczął swą wędrówkę.



Koniec.



******************************************

Poprzedni rozdział: Stado Północy - Rozdział II
*******************************************


Nie mogę uwierzyć, że pisałam ten rozdział już ponad rok temu. I mimo że nieco go zmieniałam, mam dziwne... deja vu, wciskając przycisk: opublikuj. Przypomina mi się mój stary blog i te wszystkie emocje związane z pisaniem pierwszych rozdziałów :,)
Tak czy owak, z tego rozdziału jestem zadowolona chyba najmniej. Szczerze mówiąc nie przepadam za pisaniem pierwszych odcinków, bo w kontekście dalszych wydarzeń mają nieco inne znaczenie, a tak to na razie wydają mi się takie... płytkie. Jest tyle rzeczy i tyyyle elementów, które kusi mnie, aby przedstawić od razu! Jestem w trakcie kończenia odcinka siódmego (... od trzch miesięcy) i najchętniej to bym pewnie wygadała wszystkie przyszłe wątki już teraz XD
Mimo, że Splajtor, Bulton i Zeltor nie pojawią się w przyszłym odcinku, to wiedzcie, że absolutnie o nich nie zapomniałam i później znów będą mieli swoje pięć minut. Jako że fabuła nie jest czysto ciągła (każdy odcinek to inna przygoda, nawet jeśli potem okazuje się, jak wiele łączy je w rzeczywistości - jak w bajce c: ) to trzeba będzie na dalszy rozwój ich przygód troszkę poczekać.
No nic, ja już nie będę przedłużać, tylko wracam do nauki, a was pozdrawiam gorąco!
Na koniec pytania:
1. Jak Thakin może zareagować na wieść o nieudanej misji?
2. Czy gepardzi bracia będą kiedyś mieli okazję się odegrać?
3. Czy wyrzutkom uda sie odkryć, co tak naprawdę za wszystkim stoi?
4. Jakie macie przeczucia dotyczące tytułu kolejnego odcinka?

10 komentarzy:

  1. Nazwy Nuki dla Splajtora, Bultona i Zeltora to totalny wygryw. XD I wyszło szydło z worka, gepardy miały pecha. Ciekawe co by było, gdyby Luka się nie pojawiła. Byłoby źle, dla wyrzutków. A później dla Stada Północy (mam sklerozę :/).

    Biedny Splajtor. Najpierw Luka go sprała (a raczej gałąź), a potem wyrzutki. Dałabym mu ciastka za te męki. Albo nie, chciał oszukać Natha i Kovu, moich dwóch ulubionych wyrzutków (tylko, że Nath w KL 2 jest szkaradny, a tu? Mrau. XD). Jestem na niego fochnięta, jak i na resztę jego zgrai.

    1. Może być źle, spierze im pasiaste łby. Hi, hi, hi, hi, hi, hi, hi, hi, hi, hi, hi, hi! Czekaj, wracaj. Gepardy nie są pasiaste, najwyżej kropkowane, nie? A kiedyś tyle wiedziałam o kotowatych. Skleroza.
    2. Nie, bo zostaną sprani równo, każdy wyrzutek ich spierze z osobna, a później Luczka. A tak na serio, to raczej tak, ale jak nie będzie Luczki szpiega.
    3. Może, nie wiem.
    4. Nie wieeeeeeeem. Nie jestem wróżbitką i raczej nie będę. :c

    Czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz c: Na samym początku przeczytałam "totalny przegryw" zamiast "totalny wygryw" XD Gdyby Luka nie zainterweniowała, prawdopodobnie Thakinowi udało by się oszukać wyrzutki... Choć z drugiej strony Zira i Makali cały czas stoją na straży, więc nie byłoby znowóż tak łatwo c:
      Splajtor z wielką chęcią przyjmie ciastko c; Po bliskim starciu z gałęzią bardzo mu się przyda :D
      Również pozdrawiam c: ~ Kräva

      Usuń
  2. Bardzo mi się ten rozdział podobał.Dobrze,że Luka pojawiła się..bo było by zapewne źle.Co do tytułu następnego odcinka,myślę że pojawią się w końcu na Lwiej Ziemi..ale co dalej się wydarzy *zamyka zeszyt i bierze do ust gryza kanapki* przekonamy się..
    -pozdrawiam cię serdecznie- :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję się spóźniona... Ale ważne, że dotarłam. Ech... te gepardy...
    Nie poszczęściło im się. Co za pech...
    Dobrze, że w odpowiednim momencie pojawiła się Luka. Jaki superbohater z niej! Tylko dodać pelerynę i maskę, a już z jakimś superzłoczyńcom może się zmierzyć!

    1. Wyjmie rewolwer i zapewne karze im tańczyć. Po prostu dorwie im się do skóry, albo zrobi wykład o tym, co zrobili źle (aż mi się matematyka przypomniała).
    2. Oczywiście. Wrócą jak bumerang. Chyba każdy profesjonalny złoczyńca musi kiedyś się zemścić.
    3. Jeśli wynajmą prywatnego detektywa, to może mają szansę.
    4. Co jeśli ktoś nie ma uczuć? Tak na serio to... mieszane? Po prostu mam wrażenie, że to nie jest jeszcze koniec, i czeka nas solidna dawka adrenaliny.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz c; Hah, nie zdziwiłabym się wcale, gdyby Luka naprawdę przejęła ten pomysł i zaczęła biegać po Złej Ziemi z peleryną i maską XD (Choć pewnie nie uszłoby jej to na sucho :D)
      Hah, ja też mam skojarzenie z matmą c;
      Pozdrawiam cieplutko ~ Kräva

      Usuń
  4. Rozdział jest wspaniały! Nawet nie zorientowałam się, kiedy znalazłam się na końcu. :) Poczułam się tak, jakbym przez chwilę tam była.
    Złoziemcy mieli szczęście - ciekawe co by się wydarzyło, gdyby Luka nie podsłuchała rozmowy gepardów... Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa c; Na pewno nawet podczas sojuszu oboje przywódców nadal patrzyłoby na siebie z podejrzliwością :D Ale tak to Thakin musi nadal kombinować ;D
      Także pozdrawiam c; ~ Kräva

      Usuń
  5. Mnie sie ten rozdział podobał, był jednym z najlepszych, swietnie oddałaś klimat w pierwszym, krótkim fragmencie; czuc było wladczosc Ziry, to było takie "na poważnie". Ponadto b fajnie, Ze było tyle akcji z rożnych perspektyw i w tym samym czasie. Luka nawet w takich okolicznościach pozostaje sobą, to jest niesamowite. Podobał mi się b.jej podstęp. Współczuję trochę gepardom,bo chyba nie były do konca zgodne z decyzja swojego władcy... teraz nie czeka ich dobry los. Wlasnie. Mam zastrzeżenie co do jednego-nie jest jasne, w jaki sposob zabawiały się nimi lwy, czy wszyscy przeżyli, czy jak? Mnie sie wydaje, ze Luka niedługo dołączy do Wyrzutkow, chociaż..wlasciwie sadzać po tytule następnego rozdziału, moze nie. Ale wydaje mi się, ze jesli wyruszy w podroz na Lwia Ziemie (yea!), to nie sama, a z Nuką i/lub Kovu. Pod koniec było sformułowanie "samo satysfakcja" (i to jeszcze oddzielnie")-nie ma czegos takiego. Czekam na ciąg dalszy i zapraszam. Przepraszam, ze nie odpowiadam na pytania pod rozdziałami, ale łatwiej mi samej pisac komentarze. Choc na jedno odpowiedziałam, czy tam raczej się odniosłam, mianowicie do tytułu następnego rozdziału ;) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za komentarz i jak zwykle bardzo cenne uwagi, jesteś niezawodna <3
      W zabawianiu się wyrzutków głównie chodziło o to, że stado sprało nieszczęsnych braci na kwaśne jabłko, ale oboje przeżyli (ze sporymi uszczerbkami na zdrowiu, ale nie trwałymi)
      Absolutnie nie musisz przepraszać, pytanka są wyłącznie po to, aby łatwiej było sformułować komentarz, ale są jedynie sugestią, nie żadnym musem :D Nie trzeba na nie odpowiadać c;
      Także bardzo serdecznie cię pozdrawiam! c; ~ Kräva

      Usuń
  6. Nuka ma taki sam dar do zapamiętywania imion jak ja XD Ostatnio o 22 dowiedziałam się, że mam zrobić jakieś tam moja drzewo genealogiczne na historię i kompletnie zapomniałam imion moich pradziadków i prababci XD No cóż jakby to ująć... Wybuchnęłam dzikim i nieopanowanym śmiechem czytając imię "Zartek".
    Podoba mi się to jak wymyśliłaś ukryty cel misji gepardów. Choć muszę przyznać, szczerze to spodziewałam się, że coś wywiną.
    Czyżby Kovu miał zamiar podróżować wraz z Nuką i Luką? Może chce popsuć ich romansik XD Byłoby ciekawie nie powiem, że nie XD

    No cóż, pozostaje jedynie czekać na next i aktualizację zakładki z bohaterami. Nie mogę się doczekać twojej wersji Lwioziemców C:

    OdpowiedzUsuń