13 listopada 2016

Odcinek 2 Zatarty Szlak: Rozdział I

Pod Powłoką Węgla


...Nic się nie stało.
Żadnego dźwięku. Żadnego jęku. Nawet cichy miauk nie przeszedł jej przez gardło. Luka stała bezradnie na samym środku zgromadzenia, czując na sobie ich palące spojrzenia. Niektóre z lwic przysunęły do bliżej swoje małe pociechy, które obserwowały to niezwykłe zjawisko z główkami przechylonymi w uprzejmym zainteresowaniu. Lwiczka spróbowała zaryczeć jeszcze raz i jeszcze. Za każdym razem dawała z siebie coraz więcej, lecz nic nie było w stanie przerwać gęstego napięcia ciążącego na duszy jak grzech.
Wszelkie jej starania były bez skutku.
Stado wpatrywało się w nią jak w obrazek. Jak w wyjątkowo brzydki obrazek. Lwiątko usiłowało z całych sił, ale efekt wychodził coraz gorzej. W tym momencie kompromitacja sięgnęła szczytu. Młode ze łzami w oczach wybiegło jak najdalej od skrzywionych pyszczków i szyderczych uśmieszków.
***
— Zawsze wiedziałam, że jest jakaś inna!
— Wstrętny odmieniec!
— To znak zesłany od Siedmiu! Takie coś nie zasługuje na życie!
— A nie mówiłam? Ciemne lwiątko to nieszczęście!
— Precz z odmieńcami!
Wśród tłumu rozległ się potworny zgiełk. Zuba, Aisha i Furaha słuchali owych przykrych, obraźliwych słów ze smutkiem. Szybko okazało się, że lwom z Białych Stad nie chodziło tylko o nieudany ryk. Zaczęli również wytykać kolor i wygląd. Głośno krzyczeli to, co wcześniej szeptali tylko między sobą, obawiając się reakcji królewskiej rodziny. Dziś miarka się przebrała i owa bariera pękła, zalewając małe lwiątko falą nienawiści. A najbardziej zaś wściekłością biły komentarze dotyczące jej czarnej czupryny.
Serren pobiegła w stronę jaskini głośno płacząc. Hatari powoli odprowadził ją wzrokiem, oblizując wargi dotąd zaciśnięte w żelaznym uścisku oczekiwania.
— Nie martw się  chciał go pocieszyć Kinahi, kładąc mu łapę na ramieniu.
— Nie martwię się  odparł tamten, zaciskając zęby, by przypadkiem nie wybuchnąć głośnym, triumfalnym śmiechem. – Dziś dokończę tylko to, co już dawno zacząłem.
***
— Błagam, nie! Proszę!  płakała Serren, ale na próżno. Wątłe światło oświetlało jej utrapiony pyszczek. Skała Moyo zdawała się być ciemniejsza niż zwykle, sprawiając wrażenie ponurego, opuszczonego miejsca. Ciężkie chmury krążyły leniwie po niebie niczym padlinożercy. — Nie rób tego! Nie możesz wygnać naszej córki!
— Czy ty tego nie rozumiesz? To znak od Siedmiu. To znak, że trzeba było ją zabić, kiedy tylko nadeszła okazja! Ty wiesz, że nigdy jej nie kochałem.
— Nie! – Serren znów zalała się łzami. — Musimy ją chronić! Zrób to dla mnie, jeżeli kiedykolwiek kochałeś przynajmniej mnie!
— Chronić?! Zasługuje tylko na śmierć!
Ostatnie echo nie zdążyło odbić się od głuchego kamienia, gdy lwica rzuciła się na męża. W tym momencie trzasnął piorun i lunął deszcz.
Hatari uchylił się od ciosu i bez cienia wahania zaatakował szyję niczym w trakcie polowania. Zszokowana Serren odskoczyła w tył, ale to nie był koniec. Lew zadał cios pazurami, niemalże rozrywając jej pysk. Po białej sierści popłynęły strużki krwi, które zmieszały się ze łzami. Hatari zaatakował jeszcze raz i jeszcze, zostawiając jej głębokie rany na całym ciele. W końcu zostawił ją ledwie żywą, po czym wyszedł z jaskini, rzucając za siebie cichym szeptem:
— Wkrótce zostaniesz zabrana przez Strażników. Spróbuj nie zdechnąć do tego czasu. Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia.
Tej scenie z przerażeniem przyglądały się dwa białe lwiątka.
***
Po deszczu znów się rozjaśniło. Cienkie smugi wątłego światła przecisnęły się przez gęstwinę chmur, padając na makabryczny widok białej lwicy splamionej krwią. Jej boki unosiły się szybko w szaleńczej walce o życie, a nozdrza łapczywie wdychały chłodne powietrze przesycone gorzkim żalem i upadłą nadzieją.
— Mamo?... — Aisha trąciła noskiem łapkę Serren, chlipiąc cicho pod nosem. — Mamo, wcale nie boli cię bardzo, prawda?...
Serren odwróciła się powoli w jej stronę i przycisnęła ją do piersi. Lwiczka zacisnęła powieki, wsłuchując się w rytmiczne bicie matczynego serca.
— Wszystko będzie dobrze, kochanie — odparła cicho i słabo głosem spokojnym jak słodki sen, tak niepasującym do jej obecnego stanu.
— Musimy znaleźć Zubę — zarządziła Aisha, przełykając gorzkie łzy. — I powiedzieć mu o wszystkim. Ty biegnij po szamanki, może... może... — głos jej się załamał. Nagle dotarło do niej, w jak strasznej znaleźli się sytuacji. Wkrótce ojciec wróci wraz ze swoimi żołnierzami, a ona nie mogła powstrzymać go w żaden sposób: była w końcu tylko małym słabym lwiątkiem. Furaha zrozumiał. Objął ją i przytulił do siebie, a jego ciałem wstrząsnął szloch.
— Uratujemy je. I mamę i Lukę. — Zaskakująca i wyjątkowo rzadka powaga w jego głosie dodała jej sił.
Nagle jego serce niemalże zamarło z zaskoczenia. Spomiędzy traw w oddali na wzgórzu wyłoniła się samotna drobna sylwetka rozglądająca się newrowo na boki. Na pyszczku można było dostrzec na wpół zaschnięte ślady łez. Wszędzie rozpoznałby tę czarną rozczochraną czuprynę...
— Mamo! – ciche zawołanie Luki wyrwało ich obojga z myśli. Zauważyli dziwną zmianę w barwie jej głosu. Tak, jakby straciła część skali... – Mamo! – Z oczu lwiczki znów poleciały jej łzy. Furaha chciał ją przytulić, ale ona wyrwała się, aby pobiec do najbliższej osoby w jej życiu.
— Mamusiu... Ma-m... — tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć, trącając nosem jej rozpalone policzki. Lecz Serren nie miała już sił, by przemówić do córki. Przez chwilę rodzeństwo trwało w uroczystej ciszy, tuląc się do boku swojej rodzicielki i głaszcząc puchatymi łapkami jej brudne, posklejane futro. Powieki Serren pozostawały przymknięte niczym w półśnie. Luka przybliżyła się do jej ucha i wyszeptała cicho dwa proste słowa, które niegdyś, dawno temu, usłyszała od matki, gdy tamta czule pieściła ciepłym językiem jej drobne wątłe ciałko:

— Kocham cię.
Zaraz potem Aisha położyła siostrze łapę na trzęsącym się ramieniu.
— Luka, musisz uciekać.
Furaha spojrzał na siostrę ze zdziwieniem. Aisha powstrzymywała płacz, ale widać było, że wie co robi. Chciała być twarda. Jak mama.
— Jak to… uciekać? – szepnęła Luka.
— No właśnie? – dodał Furaha.
— Jeżeli tego nie zrobisz, ojciec cię zabije.
— Ale on… chyba nie chcesz powiedzieć, że on to zrobił... przecież on mnie kocha?
— Nienawidzi cię! – wydusił jej brat, nawet nie próbując ukrywać emocji. – Ale my nie pozwolimy cię skrzywdzić! Ja i Zuba będziemy cię bronić!
— Niemądry jesteś! – skarciła go Aisha. – Jej jedyną szansą na przeżycie jest ucieczka!
— My kochamy Lukę. Nie damy się!
— Ja też ją kocham. Dlatego właśnie chcę, żeby uciekła.
— Kochani, doceniam to wszystko – odezwała się Luka – Ale…
Księżniczka nie zdołała dokończyła myśli, ponieważ w owej chwili jej wzrok padł na białego lwa stojącego niecałe sto metrów dalej. Ich spojrzenia zetknęły się i Luka wiedziała już, co ma robić. Przez ułamek sekundy ujrzała błysk nieposkromionej nienawiści zmieszanej ze złością, chęcią zemsty i... smutkiem. Natychmiast rzuciła się do ucieczki. Rodzeństwo z przerażeniem cofnęło się na bok. Hatari przemknął obok dzieci, nie zwracając na nie uwagi. Furaha pragnął go zatrzymać, lecz został brutalnie odepchnięty na bok. W oczach króla paliły się żądza krwi i mordu.
Jeśli ktoś porównałby długie, silne i umięśnione nogi przywódcy z małymi, puchatymi nóżkami Luki i jej lekko szczenięcym chodem, uznałby, iż wynik był już przesądzony. Jaskinia stała się dla Luki lekko widoczną kropką na horyzoncie. Biegła i biegła co sił już od paru minut. Dotąd gęste zarośla sawanny ratowały ją przed schwytaniem, jednakże w tym momencie oboje wkroczyli na pustynię. Hatari wciąż się zbliżał i teraz był już tuż tuż od przerażonej córki.
Przywódca pacnął łapą i przewrócił córkę, rozdzierając jej bok aż do kości. Lwiątko poturlało się i uderzyło głową o głaz. Hatari jeszcze raz podniósł łapę dokładnie w chwili, w której uskoczyła w bok i schowała się między skały. Lew wskoczył tam z dziką furią, nie zastawszy tam już nikogo. Luka była parę skoków dalej — za następnym kamieniem. Przywarła do niego z trudem łapiąc oddech. Nagle ojciec zgubił trop i poszedł w całkiem inną stronę. Przez dłuższy czas szukał jej, krążąc bezradnie i rozglądając się dokoła. Luka chwyciła się za serduszko, nie mogąc w uwierzyć w szczęście ślepego losu. Temperatura sięgała pięćdziesięciu stopni, jednakże młode było za bardzo przestraszone, aby zwracać na to uwagę. Głęboka rana paliła niemiłosiernie, pulsując w rytm szybkiego bicia serca. Lwiątko najchętniej położyłoby się i płakało, ale wiedziało, że teraz jest najgorszy czas na płacz. To tylko kwestia czasu, zanim stado ruszy w pościg.
— Wiesz co ci powiem, ty mała zarazo? — głęboki bas Hatariego dudnił echem po pustych przestrzeniach. — Masz prawo wiedzieć to przed śmiercią. Próbowałem. Naprawdę próbowałem cię pokochać. Lecz z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przytłaczała mnie świadomość, że to ja stworzyłem takiego potwora jak ty. Nie mogłem na ciebie patrzeć. Czy ty wiesz, jak to jest? Idealnie zaplanować sobie całe swoje życie tylko po to, by wszystko legło w gruzach przez jakąś gnidę. Miałem być wspaniałym królem. Takim, którego zwierzęta będą wspominać z radosną pieśnią na ustach za dobrobyt i pokój. A tymczasem zapamiętają mnie jako Hatariego: pierwszego królewskiego głupca, któremu narodziło się ciemne lwiątko.
Luka zatkała sobie uszka. Nie mogła już tego słuchać. Było jej już wszystko jedno. Świat wokół chwiał się niebezpiecznie. Nie mogę stracić przytomności. Nie teraz! Wtedy on mnie znajdzie i...
... A może to i lepiej? Może właśnie taka tak naprawdę jest Matka Natura? Obraca w dłoniach nici losów, od czasu do czasu wplatając między nie odmienne marionetki, czerpiąc radość z ich cierpienia. Duszą są tacy sami — to wygląd sprowadza na nich nieszczęście. A może życie to tylko gra toczona przez głupca? Gra, w której nikt nie ma szans na wygraną...
W tym momencie lwiczkę ogarnęła niewypowiedziana słabość. Nawet bolesny upadek na ostre kamienie nie był w stanie wybudzić jej ze słodkiej zimnej krainy nicości.
***
Obudziła się, gdy lodowate  krople wody łagodnie musnęły jej rozpalone policzki, spływając cienkimi strugami po zasklepionych pieczących śladach pazurów na boku. Zamrugała kilka razy, aby wyostrzyć obraz i...
Czym prędzej zatrzasnęła powieki, woląc już chyba wydłubać sobie oczy pazurami, niż znów musieć patrzeć na ten charakterystyczny wielki nos oraz krzywy uśmieszek.
— Siemasz, Luke.
Nie, to jednak nie był sen  — pomyślała Luka, z westchnieniem chcąc podnieść głowę, co uniemożliwił jej nagły przeszywający ból.
— Przysięgam — wysyczała przez zaciśnięte zęby. — Spróbuj rzucić jakąkolwiek drwiną, a...
— A co? — Karaha uniósł głowę szyderczo. — Ledwie jesteś w stanie nawet mówić. Sam musiałem cię taszczyć, więc byłoby miło, gdybyś to doceniła.
Lwiątko rozejrzało się dookoła. Dopiero teraz spostrzegło, że nie znajduje się na ostrych gorących kamieniach, ale ale na gładkim głazie w niewielkiej brązowej grocie z kruszącym się sufitem, z którego wystawały na wpół uschnięte korzenie krzewów. Karaha pozostawał chwilowo zajęty moczeniem liścia w pobliskiej kałuży będącej pozostałością po niedawnej ulewie. Miał futro pokryte rdzawym kurzem oraz brwi poważnie ściągnięte w zamyślonym grymasie. Luka po raz pierwszy ujrzała taki zdeterminowany spokój i dojrzałe skupienie na jego pyszczku.
— No to żeś sobie narobił bałaganu, nie ma co — odezwał się po dłuższej chwili, przysiadając się obok niej. — Całe stado cię szuka.
W oczach księżniczki zamigotał promyk nadziei.
— Bo chcą mi pomóc?
— Bo chcą cię zabić.
Jej energia błyskawicznym tempie dosłownie zgasła. Luka padła na posłanie, ukrywając pyszczek za rozczochraną burzą włosów.
— I co ja teraz zrobię? — chlipnęła. — Ja... ja nie wiem, co się wtedy stało, ja... straciłam głos... Muszę to naprawić! — zawołała, podnosząc się z rozmachem.
Lewek przytrzymał ją w ostatniej chwili.
— Uspokój się i posłuchaj. Jest źle. Nie mogę cię tu długo ukrywać. Jak nie uciekniesz za granicę królestwa, to w końcu ktoś cię złapie i...
— A tak właściwie co TY tu robisz? Czemu mi pomagasz? — jej głos zabarwił się nagłą podejrzliwością. — Czego ode mnie chcesz? Przecież ty mnie nawet nie lubisz!
— Nigdy nie powiedziałem, że cię nie lubię...
Tego było już za wiele. Luka z furią, przez którą jej dręczyciel o mało co nie wybiegł z groty z wrzaskiem przerażenia, chwyciła go za skórę na pierwsi i potrząsnęła jak marionetką.
— C-c-czekaj! D-d-daj mi w-w-wytłumaczyć! — wysapał dzwoniąc zębami, a kiedy w przypływie łaskawości został uwolniony, na wszelki wypadek odsunął się na długość kilku metrów. — Pamiętasz, jak miałem zaryczeć? Tuż przed tobą?
Jak mogłabym zapomnieć?  — wyczytał z jej wyrazu twarzy. Wziąwszy głęboki wdech, kontynuował:
— Luke... Luko... Gdybyś mnie wtedy nie zmotywowała, ja... te łapy wrosły mi wtedy w ziemię, chciałem uciec. Ale ty się nie bałaś. Szczerzyłaś się do wszystkich jak jakaś nienormalna! Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale jak można być takim... odważnym? Albo nie. Szalonym! Ej, pamiętasz, jak się spotkaliśmy za pierwszym razem?
Luka zmarszczyła brwi, zastanawiając się głęboko, lecz żadne wspomnienie nie przychodziło jej do głowy. Czuła się boleśnie słaba, ale nie chciała się do tego przyznać. Zdawało jej się, że Karahę znała wręcz od zawsze — od samego początku uważając go za największego idiotę, z jakim miała do czynienia. Pokręciła głową, nadstawiając uszu, by by usłyszeć jego bełkotliwe burczenie pod nosem:
— Kiedy było zebranie wszystkich białych stad, pamiętasz? Pewnie, że nie pamiętasz, bawiłaś się w smoki w kłodzie i świata poza tym spróchniałym kawałkiem drewna nie widziałaś.
— Pamiętam! Pociągnąłeś mnie wtedy za włosy i zaśpiewałeś obraźliwy wierszyk!
Kąciki pyszczka Karahy wbrew woli uniosły się w górę. Mimo wszystko wciąż uważał, że ta wyjątkowo wulgarna rymowanka, którą wymyślił wtedy na poczekaniu, była zabawna na swój własny rubaszny sposób.
— Chciałem zwrócić twoją uwagę. Po dobroci potraktowałaś mnie jak powietrze. Słuchaj Luke, to, że czasem komuś dopiekę, nie znaczy od razu, że go nie lubię. Każde starcie z twoją ekipą było świetną zabawą.
— Ty chyba naprawdę lubisz nas wściekać.
Jego białe zęby błysnęły w półmroku jaskini.
— Szczególnie lubię wściekać ciebie.
Lewek ze śmiechem zręcznie uniknął nadlatującego kamienia, który roztrzaskał się o ścianę niczym porcelanowe naczynie.
— No no no, bo jeszcze zacznę żałować, że ci pomogłem!
Lwica podniosła się i na słabych nogach stanęła na ziemi, chwiejąc się na boki. Karaha przez moment naprawdę rozważał możliwość wzięcia nóg za pas, bowiem na jej małym pyszczku widniała tak nieproporcjonalna zawziętość, że zaczął poważnie wątpić w bezpieczeństwo swoich zębów. Ale zaraz potem siły opuściły ją i upadła na brzuch, zaciskając ząbki z zażenowania.
Po raz pierwszy w życiu lewek nie poczuł tej przyjemnej mściwej satysfakcji, widząc udręczenie swojego rywala. Wręcz przeciwnie: obudziła się w nim nieswoja męska potrzeba zachowania się jak dżentelmen, (co później, podczas samotnych mocnych rozmyślań, uznał za wynik udaru słonecznego) widząc tak kruchą istotę na skraju wytrzymałości. Karaha ostrożnie podszedł kilka kroków i wziął ją pod ramię. Luka z zaskoczeniem spojrzała mu w oczy, szukając w tym choćby cienia podstępu. Lewek, który nigdy dotąd nie był przy nikim tak blisko, spiekł raka i odwrócił wzrok.
— Nie gap się tak na mnie, Luke. Nie jestem aż takim potworem.
Lwiczka zwiesiła głowę. Chłopiec przypomniał sobie, jak kilka tygodni wcześniej przyłożyła mu w brzuch. Wnętrzności paliły go potem żywym ogniem przez dwa dni, a przez cały ten okres był na siebie zły, że dziewczynie najdrobniejszej i najsłabszej wśród rówieśniczek. Zawsze była od nich mniejsza i szczuplejsza, nadrabiając swój brak wzrostu zręcznością, optymizmem i pokładami energii, które spokojnie mogłyby starczyć całemu stadu. Dotąd jego celem było ją złamać, zgasić i stłumić: to mógłby być szczyt jego "kariery profesjonalnego dręczyciela".
Teraz uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy tego nie chciał. Od samego początku chodziło tylko o to, by zwróciła na niego uwagę bardziej niż na tych swoich braci i siostrę, którzy, w jego mniemaniu, wciąż kleili się do niej jak dojrzały rzep. W przeciwnym razie zignorowałyby go tak samo, jak ciągle robili to wszyscy inni.
— Luke?
Luka spojrzała na niego pytająco.
— I... I co teraz? — zapytała słabo.
— Jak to "co", głuptaku? Musisz uciekać za granicę, ot co.
A ja ci w tym pomogę.
***
W nocy temperatura na pustyni potrafi być... w cholerę niska, do jasnej ciasnej! — Tymi oto myślami zadręczał się jeden ze Strażników, trzęsąc się u stóp skalistego wzniesienia w słabym blasku sierpu księżyca. Kamienie z reguły oddają ciepło wolniej niż piasek, ale gdy stoi się na mrozie, od sześciu godzin pilnując granicy Królestwa, zwykle nie jest się zbyt skorym do wesołych rozmyślań.
Hatari obsadził zaufanymi żołnierzami najbardziej odsłonięte obszary w królestwie, a Fahamu miał takiego pecha, że trafiła mu się warta na kamiennej pustyni. Król popadł w prawdziwą histerię, posuwając się nawet do tego, aby wyznaczyć nagrodę za przyniesienie mu córki żywej bądź martwej. Kiedyś Fahamu wykonałby to zadanie z pasją i zapałem. Już wiele razy ze szczerą dumą mordował małe ciemne lwiątka, wierząc, że owe krwawe zabójstwa chronią mieszkańców królestwa przed potworami, które miały wyrosnąć z tych pozornie niewinnych istot. Jednak parę miesięcy temu okazało się, że beżowy malec, wbrew plotkom i obawom krążącym wśród stad, wcale nie przybrał koszmarnych zdolności ani cech wyglądu.
To samo lwiątko, wpadłszy na niego niegdyś przypadkiem podczas robienia fikołków, skłoniło się i zawołało "przeplasiam plosie pana", a roześmiało się przy tym tak czarująco, że w jednej chwili wszystkie ostre słowa straciły swą moc. Fahamu uciekł wtedy do swojej groty, gdy mała już się oddaliła, zadręczając się myślami. A kiedy już zdołał zasnąć, śniło mu się, że trafił w sam środek beztroskich zabaw młodych.
Wszystkie były ciemne.
Wszystkie miały poderżnięte gardła.
Śpiewały upiorną piosenkę, tańcząc wokół niego. Było ich dwanaście — dokładnie tyle, ile sam miał okazję zagryźć w ciągu swej służby. Podczas kolejnej misji parę tygodni później, na widok ciepłej krwi rozpryskującej się na przerażone pyszczki rodziców i rozdzierającego duszę pisku, dopadły go takie mdłości, że kolejny dzień przeleżał blady i drżący.
Już nie czuł się jak obrońca. Był mordercą z sercem po tysiąckroć mocniej zniszczonym, niż którekolwiek z tych bezbronnych stworzeń. Teraz zaś, wyobrażając sobie te wszystkie rzeczy, które czekają Lukę po schwytaniu, brzydził się siebie i swojej posady.
Wtem usłyszał czyjeś kroki. Był to ledwie słyszalny dźwięk skradającego się lwiątka, które jeszcze nie wypracowało tej techniki.
— Kto tam? — wymruczał groźnie głębokim chrapliwym basem. Intruz ostrożnie wyszedł z cienia. Fahamu wiedział, że swą postawną posturą i naostrzoną maską bawoła na głowie wzbudzał lęk.
— J-jestem Karaha, panie.
— Wracaj do swojego stada, młody. Nic tu po tobie. Przeziębisz się.
— Ale ja widziałem uciekinierkę! — zawołało lwiątko łamiącym się głosem. — Ukrywa się w jaskini trzy kilometry na zachód.
A to gnida — Fahamu ledwie powstrzymał się od wypowiedzenia tego głośno. W tym momencie nie miał innego wyboru, jak udać się w tamtą stronę i zbadać sprawę. Przeszył go dreszcz — jeśli rzeczywiście ją znajdzie, nie pozostanie mu żaden wybór. Kolejne morderstwo. Kolejna śmierć. Kolejny grzech przeciw Siedmiu Władcom.
Ociągając się, powoli kroczył pomiędzy głazami, kiedy nagle...
— A psik! — rozległ się cienki głosik.
Fahamu odwrócił się gwałtownie. Z twarzy Karahy odpłynęła cała krew.
— T... to katar, panie.
— Hej, Karaha! Poszedł już sobie ten typ? Za chwilę zamarznę tu na kość!
Czarne krzaczaste brwi pod maską pognały wysoko w górę, a lewek ze złości właśnie wyrywał sobie sierść z głowy.
Fahamu jednym ruchem odsunął kamień zagradzający drogę do malutkiej wnęki, w której kuliła się ranna beżowa lwiczka. Spod czarnych kosmyków wyjrzała para zdziwionych szafirowych oczu.
— Ojejciu. Pan chyba nie przyszedł tutaj, żeby mi życzyć "na zdrowie"...

*************************************************************
Poprzedni odcinek: Historia Luki - Rozdział VI
*************************************************************

Witajcie, Towarzysze Czytelnicy! Rozdział troszkę długaaaaśny i lekko nieudany, ponieważ początek nie był pisany od podstaw, a przerabiałam starą opowieść. Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali całość <3 Powoli zbliżamy się do końca dzieciństwa Luki. Już niedługo przeniesiemy się do naszych starych dobrych przyjaciół w Dolinie Starożytnej. Tych sympatyczniejszych i tych... mniej XD Jeszcze raz dziękuję wam za każdą sekundę spędzoną na tym blogu, jesteście wspaniali! Ten rozdzialik chciałabym zadedykować Mrs. Alicji ;)
Do usłyszenia wkrótce! ^-^ ~ EvilRay

17 komentarzy:

  1. Cudowny rozdzialik!
    Ojejciu, zaniemówiłam i patrzyłam się chyba z dwie minuty ma ekran telefonu niedowierzając że to cudeńko jest zadedykowane dla mnie!
    Mimo, iż post jest długi to wcale tego nie odczuwałam. Pobudziła mi się wyobraźnia, i obraz w głowie przeleciał dosłownie w pięć minut ;D
    Ale było mi smutno jak czytałam o śmierci Serren :c Bardzo ją lubiłam. Obraz umieszczony tam jest taki wzruszający i... piękny. Hatari to potwór ;-; Załamałabym się na miejscu Luki słysząc tak obraźliwe słowa od własnego ojca. Nie wiem czemu skojarzyło mi się to z Who's Your Daddy ( czy jakoś tak ) ;D
    Według mnie Karaha się zakochał w Luce, bo " kto się czubi ten się lubi " :D Ale LukaXNath jest pewne. Chociaż, wróć, Nath to twój mąż.
    To się rozpisałam ;p Ale długi kom się ci należał jak najbardziej!
    Czekam ze zniecierpliwieniem na nowy post.
    Pozdrawiam!
    ;*
    PS - już miałam pytać kiedy koniec dzieciństwa Luki, ale sama mi odpowiedziałaś :) Czy ty aby nie mieszkasz pod moim łóżkiem? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję bardzo za tak śliczny komentarz! <3
      Bardzo się cieszę, że rozdział ci się podobał ^^
      Mi też było smutno pisać tę scenę :c To była wspaniała osoba. Kiedyś mam zamiar poświęcić któryś z odcinków na opisanie jej przeszłości.
      Oj tak, uczucia Karahy względem Luki od samego początku były... bardziej skomplikowane, niż się wydawało. Chciałam poświęcić więcej tekstu temu bohaterowi w poprzednich rozdziałach, lecz rozrosły by się za bardzo, więc zrobiłam taką małą... niespodziankę ;D
      Haha, jeszcze się nawet nie spotkali ;D Ale już sam nagłówek mnie pewnie trochę zdradza XD
      Jeszcze raz bardzo dziękuję.

      Ależ owszem! Masz tam całą masę ciekawych przedmiotów ;D Siedzę w takiej norce z myszkami pod panelami, wygodnie mi tam ;D
      Pozdrawiam! ~ EvilRay

      Usuń
  2. SzekspirKinachi wchodzi sobię spokojnie na bloggera, sprawdza jakieś pierdoły na internecie i youtubie, żre sobie ciastka (delicje szampańskie), uczy się do odpowiedzi z historii, coś tam zakuwa o pierwiastkach i potęgach...i nagle spada z krzesła rozsypując ciacha, upuszczając książkę do histori i zeszyt do majcy...Evil Ray wstawiła notkę...*złowieszcza muzyczka* TAM DAM DAAAAAAM...


    Ahh ten Karaha...w sumie to nie spodziewałam się po nim, że LUBI księcia Luke. Wiedziałam do cholery WIEDZIAŁAM, że te stare zgrzybiałe szamanki coś dosypią i wszystko szlag trafi! No, cóż przynajmniej Luka się starała i...kurka wodna nic z tego nie wyszło. Ciekawa jestem czy Serren przeżyje i co zrobi Fahamu. Skrytobójca. Nie zazdroszczę mu roboty, hue hue hue. Stać na takim zimnie sześć godzin? Brr...W ogóle to Fahamu jest fajną postacią i mam nadzieję, że odegra jakąś sensowną, że tak powiem, rolę w *kaszel* Nieznanej Historii. Hatari chyba obsesji dostał *stwierdza nasz zawodowy psycholog Szekspir K jedząc dwudziestą delicje*. Ja to gdybym usłyszała TAKIE słowa od własnego ojca to bym chyba na zawał zeszła. No, ale Hatariś przynajmniej próbował (ekchem, akurat mu wierzę, heh).
    Pozdrawiam
    SzekspirKinach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha XD Rev, you made my day ;D

      Mmm, uwielbiam delicje <3 Popatrz, czołg! *zabiera ciasteczko, gdy Rev odwraca głowę*. C-co?... Zniknęło?... J-ja nic nie wiem! To pewnie wina tego pluszaka. Ma poczucie winy wypisane na pyszczku!

      Miałyby poważny problem, gdyby wtedy nie dosypały ;D Hatari by im porządnie starą skórę przetrzepał, nie ma co, trza by było nowych szamanek szukać XD
      Fahamu przeszedł "przeszkolenie wojenne", na którym o wiele bardziej harde zadania dostawał... niemniej stanie na mrozie rzeczywiście nie uśmiecha się nawet najbardziej zaprawionemu w boju żołnierzowi X3
      *podaje chusteczkę na kaszel* :3
      Chmm, słowa słowami, ja bym na zawał zeszła już w momencie, gdyby taki Hatari zaczął mnie gonić XD
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję za komentarz! c: ~ EvilRay

      Usuń
  3. Ha ha! Hatari, ty głupcze! Już widzę jak Cię wspominają z pieśnią na ustach. Ha ha, zabij mnie laciem... Po tym co zrobiłeś? Po tym co twój przodek zrobi? Nigdy! To jest największa głupota na świecie! Na stos z wami...


    Okej, Serren odeszła... DLACZEGO?! Dlaczego to zawsze się tak kończy, to jakaś kolejna reguła wytyczona przez Assasina czy co... Ah, co teraz będzie z Mike, Aisha i Zubą(właśnie, co z nim), bo przecież Luce uda się spierdzielić, prawda? Nie zginie, prawda? To dopiero początek! Niech Luka nie wdaję się w żadne mizianie z Karahą, tylko ucieka, aby ten OjciecTyranKanaliaNieKról(WTF?), nigdy jej nie znalazł... A gdyby ją znalazł, nie będzie sama. Bo przecież spotka Nathana i wszystko będzie dobrze... Będzie dobrze, bo Serren zawsze będzie żyła w naszych sercach!

    Pozdrawiam! Nie zwracaj na ten chaos uwagi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I TO jest poprawne myślenie! Na stoooos! Bierzemy widły, pochodnie i... ach... to taka przenośnia?... I tak porządne całopalenie by się przydało! XD

      Tak, Luka ma jeszcze masę odcinków do wystąpienia, uda jej się uciec. Mizianie z Karahą XD Prędzej dałaby się pogrzebać żywcem, niż pokazała cieplejsze uczucie do takiego delikwenta ;D
      Piękna nazwa dla Hatariego c: A jak pasuje!
      Serren zawsze będzie żyła w naszych sercach ♡ Zapamiętam ten piękny cytat <3

      Pozdrawiam i dziekuję serdecznie za komentarz c: ~ EvilRay

      Usuń
  4. Wow... Szkoda mi rodziny Luki z wyjątkiem tego Hatariego, do kury w nędzy! Gdybym była Serren to już po urodzeniu Luki bym go zabiła... Czekam na następny rozdział!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie pierwsza czesc była słabsza.ale nie sam początek-tam dobrze oddałaś koszmarna sytuacje Luki. Tylko dalsza czesc.zabraklo w niej bowiem ostatecznego zaznaczenia tła,miejsca. jakim wlasciwie cudem Luka mogła dopaść do matki i dwójki rodzeństwa?to skrajnie nieodpowiedzialne.co działo sie w tym czasie z Zubą i czemu nikt o nim nie wspomniał,to bardzo rzucało się w oczy. Jesli zas chodzi o treść, Hatari przechodzi sam siebie i nie wierze w ani jedno słowo dotyczące jego rzekomej miłości wobec córki (czy tam prób). S powinna go jakoś zrzucić z tego tronu,naprawdę! Końcówka podobała mi się,gdyż dokładniej skupiłas sie na tle,No i było dużo uczuc,a nnie pozytywnie zaskoczył dawny dręczyciel Luki! Nie spodziewałam się!zadurzylnsie lewek w naszej księżniczce :* mam ogromna nadzieje,ze Luka ucieknie za granice królestwa bez problemu, bo akurat ten strażnik chyba ja koniec końców przepuści. Ona jest generalnie rozbrajająca ;). W jednym miejscu napisałaś dwa razy "ale", gdzieś tez zarówno "a", jak i "zas". Zapraszam na Niezależność i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serren była pod skałą Moyo, a Luka naturalnie, że po czymś takim pobiegła praktycznie od razu do domu, gdy zdołała się samotnie uspokoić. To skrajnie nieodpowiedzialne, ale to... Luka. Lwiczka, która do końca nie wierzyła, że ktokolwiek chce jej zrobić krzywdę :) Nie pisałam w tym czasie o uczuciach Zuby, ponieważ rozdział i tak za bardzo się rozrósł, a on po prostu pozostał wśród dyskutujących stad, pogrążony we własnych myślach. Ale to prawda, powinnam była o tym wspomnieć :/
      Heh, Serren niestety nie mogła zrzucić go z tronu :) W królestwie silniejszą władzę mają mężczyźni :c
      Dziękuję za tak wyczerpujący komentarz! <3
      Pozdrawiam! c: ~ EvilRay

      Usuń
    2. A no odczucia Zuby być powinny. Też mi ich brakowało. :c Ja wychodzę teraz z założenia, że rozdziały muszą być długie bo inaczej obcinamy za dużo.
      *O maaan... To jakie ona teraz bd pisać długie o.O*

      ;)

      Usuń
  6. Nie wiem czy powinnaś zaraz uważać, że rozdział jest nieudany. Był na pewno bardzo przejmujący jak całe niekolorowe i skomplikowane dzieciństwo Luki - lewka odmieńca.
    Ja nie jestem w stanie pojąć Hatariego. To slaby, mały człowieczek, któremu nie zależy na własnym dziecku. I co z tego, że mała na inny kolor futerka? Gdyby chciał nie byłoby to problemem nie do do przeskoczenia. Gdyby chciał. . . Ale on nie chce i nie robi w tym kierunku absolutnie nic. Nie kapuję. Serren i dzieciaki trzymają fason, ale ten tłum? Brak słów oni ba pewno nawet przez chwilę nie zastanawiają się jak czuje się osoba publicznie nastawiona na szykany, bo nie potrafi ryczeć jak oni... Dla lwa to ujma więc zostawiliby ja w spokoju. Ona zrobiłaby przecież wszystko by "być jak oni".
    Uda jej się uciec i będzie przeżywać super przygody, nie? No i te lewki na które czekam. ❤ Z każdym kolorem futerka będę je uwielbiać.

    Pozdrawiam lewku mój! Slodki ten obrazek narysowałaś, ale czemu tekst nie pojawi się po nim a po lewej jego stronie? To tak sobie chyba wygląda. Ale to moja opinia subiektywna.
    Buziol! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! ;*
      Hatari jest rzeczywiście ciężki do zrozumienia, a to ze względu na to, że jest w pewnym sensie upadłym idealistą. Pragnie wykreować z Królestwa i życia utopię, sięgając po ostateczne i często najobrzydliwsze srodki. Jednocześnie jego własne motywy zaślepiają go na to, co tak naprawdę uczyniłoby jego, jego rodzinę i poddanych spokojnymi i szczęśliwymi. To przywódca, który zagubił się w błędnym kole własnych przekonań :)
      Dziękuję za opinię! :D
      Pozdrawiam! ;* ~ EvilRay

      Usuń
  7. Wo, dawno mnie tu nie było, muszę sporo narobić...

    E... Wciąż lubię Hatariego - czy to źle? Czy tylko mi nie jest szkoda Serren? Jakoś za nią nie przepadam... Czy to też źle? Nawet trochę się uśmiechnęłam czytając o jej śmierci... Ni dlatego, że ciszyłam, że to ona umarła, tylko dlatego, że ktoś umarł... To też źle? Parę razy słyszałam, że rzekomo jestem sadystą... To coś złego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to nie źle c: Jak dla mnie to w porządku, że różne postacie wywołują w nas różne emocje, w końcu o to chodzi w opowieściach :D

      Usuń
  8. Fajny rozdział.

    Ojej czyli jest jeszcze jedna osoba, która lubi Hatariego! Nie jestem sama! Jej!

    Hatiś taki okrutny i zły, ta jego przemowa o tym, że próbował zaakceptować Lukę.

    No trzeba przyznać ogólnie, że ma chłop jęzor(oczywiście wiadomo, że ma, ale tu mi chodzi o co innego, ok?)!

    Jakoś mi też nie jest smutno z powodu śmierci Sarenki.

    Czy tylko mi ciągle myliły się linijki tekstu? Jestem sobą poważnie zaniepokojona.

    Karaha chce się miziać z Luką? Jak to ujęła jedna panienka powyżej.
    Nawet fajnie, że ma taki dzień dobroci wobec ,,księcia Luke'a".

    Szczerbek (dobrze pamiętam?) nasz kochany, seduszko miłe i dobre!

    Czekam na następną część.

    Wybacz, że taki krótki komentarz, ale ostatnio nie mam weny nawet na komy.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. SARENKO!!! Hatari giń, błagam... Karaha i Luka? Pasują do siebie ale Nathi przyjdzie i... i będzie bum XD Szkoda mi Luki, utrata matki i jeszcze brak ryku. Będzie miała ciężko. No ale cóż, historia musi się rozwijać, no nie?

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! Bardzo spodobał mi się twój blog. :) Wspaniały oryginalny pomysł na lwią historię.
    Biedna Serren. :C Hatari jest okropny, stary zawzięty tyran. Miejmy nadzieję, że dostanie kiedyś nauczkę.
    Jak masz ochotę to wpadnij do mnie. ;) Dopiero co założyłam bloga, choć kiedyś już blogowałam... http://ziemia-wyrzutkow.blogspot.com/ Pozdro. Czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń