10 grudnia 2016

Odcinek 2 Zatarty Szlak: Rozdział II

Podróż ku Dorosłości


Hipnotyzujące oblicze Fahamu wyglądało niczym upiór łaknący ciepłej krwi, gdy stał tak w wejściu niewielkiej wnęki nad małym trzęsącym się kształtem skulonym tuż przy ścianie, spowity w słaby, srebrny blask księżyca. Jego maska Strażnika zdawała się żywą twarzą rzeźbioną z czystej żądzy śmierci, a odstające kości czaszki bawoła lśniły złowrogo wśród ostrych cieni. Jedynie oczy — patrzące z ciemnych oczodołów i poszarzałe ze zgrozy — zdawały się pałać dziwnym, niewytłumaczalnym smutkiem, kontrastując z obrazem nienawiści.
Kiedy owy ,,typ" wtargnął do środka ,,absolutnie niewykrywalnej'' kryjówki, Luka nawet nie poczuła strachu. Jej serce wypełnił jedynie żal, że po raz kolejny zawiodła kogoś, kto pragnął jej pomóc. Rzuciła zmartwione spojrzenie Karahie i zwróciła się do Strażnika, oczekując, aż zaprowadzi ją ku ojcu. Nie wątpiła w to, że będzie się bała — ale dopiero wtedy, gdy znów stanie przed tym mrożącym krew w żyłach lwem i usłyszy pełen wyrzutu głęboki głos...
— Czy... czy jak będzie pan robił to, to zrobi pan tak, aby nie bolało? Bo jak boli, to jest smutno, a jak nie boli, to też jest smutno, ale troszkę mniej... — pisnęła, mając na myśli swoją egzekucję.
W tym momencie Karaha wskoczył do środka niezdarnym chodem i wyszczerzył ledwie wyrośnięte kły. Nie wiedział dokładnie, co robi, lecz podejrzewał, że to jedyna rzecz, której nie będzie żałował w dalekiej przyszłości. Jako białe lwiątko miał zapewnioną nietykalność, lecz na ile mu się ona zda w obliczu zawodowego mordercy?
— Ocknij się, Luke! Walcz! Drogo sprzedamy nasze skóry!
Fahamu otrząsnął się z szoku. W jednej chwili ogarnęła go wściekłość na swoją niemoc. No dalej! Robiłeś to już mnóstwo razy! Jednym ciosem łapy odtrącił lwiątko utrudniające zadanie i stanął nad księżniczką. Zobaczył swój cień: potężny czarny ślad na ścianie górujący nad drobnym trzęsącym się kształtem. Z jego gardła wydobyło się niskie warknięcie, pazury wysunęły się z groźnym szczęknięciem, kły błysnęły pod maską...
Karaha rzucił się do przodu na wystające ze sklepienia cienkie korzenie. Wnet cały piaszczysty sufit pękł i runął na lwy, zasypując ich falą ciężkich kamieni wielkości zaciśniętych pięści. Lewek podał łapę towarzyszce i oboje, dzięki dziecięcej zręczności i drobnej sylwetce, wyskoczyli z jaskini, nie zważając uwagi na piekące nabite siniaki. Fahamu miał mniej szczęścia. Targał się i rzucał, próbując uwolnić się z pułapki.
— Czy on...
— Zaraz się wydostanie! Szybko, musimy uciekać!
Lwiątka pognały przed siebie, nie śmiejąc nawet wydać z gardła najmniejszego dźwięku. W końcu zatrzymały się przed cichym strumieniem, dysząc ciężko.
Niebo przyozdobione błyszczącymi gwiazdami zaczęło zabarwiać się na fioletowo, gdy pierwsze promienie słońca przebiły się przez chmury. Temu cudownemu dziełu Siedmiu Władców przyglądały się dwie drobne postacie skulone przy szumiącej wodzie. Jedna z nich, Luka, uspokoiwszy nieco bicie serca i upewniwszy się, że nikt ich już nie goni, wzięła głęboki wdech i zanurzyła się w lodowatym strumieniu.
W międzyczasie Karaha przyglądał się jej uważnie. Czuł swego rodzaju smutek, że prawdopodobnie nigdy już nie oberwie w brzuch z jej prawego sierpowego.
— Skończyłaś już? — mruknął, rozglądając się niespokojnie na boki. Znajdowali się na granicy, a on jeszcze nigdy nie był tak daleko od swojego stada. Luka stanęła przed nim ociekająca wodą i całkowicie odmieniona. W jej oczach znów tańczyły wesołe iskierki, a na pyszczku widniał szeroki uśmiech.
Wróciła stara, dobra Luka.
— Och, woda jest taka orzeźwiająca! Już prawie ranki mnie nie pieką, wiesz? Może jak mamusia tu przyjdzie, to też przestanie ja boleć...
— Chyba najwyższy czas się pożegnać, książę Luke.
Lwiczkę zaskoczyła ta nagła zmiana tematu.
— Może będę mogła zostać jeszcze moment?
— Nie — uciął stanowczo. — I tak ryzykujemy już zbyt wiele.
Zapadła cisza. Dziewczynka nie chciała odejść. Przed nią rozciągało się Wielkie Nieznane. Owa obcość przyciągała ją tak, jak słodka woń kwiatów przyciąga wesoło brzęczące pszczoły, jednakże za plecami został jej dom — miejsce, które na zawsze pozostanie w jej pamięci jako jedno z najcieplejszych wspomnień. Beztroskie zabawy z rodzeństwem, kojący głos Serren, zielone równiny Królestwa Siedmiu Władców... Czy naprawdę musiała to wszystko zostawić, aby ratować życie? Czy straciwszy wszystko, co kochała, będzie ono miało jeszcze jakikolwiek sens?
— N... nie wrócisz już, prawda?
— Nie — odparła, przecierając oczy. — Nie wrócę — to powiedziawszy, odwróciła się gwałtownie i podała Karahie czarną łapkę. — Przepraszam cię i dziękuję ci. Za wszystko.
Lewek z wahaniem odwzajemnił gest.
— To ja cię przepraszam. Wiesz... wcale nie wyglądasz jak chłopak. Tylko jak burak.
Luka ze śmiechem uderzyła go w ramię po przyjacielsku i skierowała pyszczek w stronę wschodu słońca. W jej oczach znów pojawiły się łezki. Karaha w ostatniej chwili zebrał się na odwagę i przytrzymał ją za ramię, przypomniawszy sobie coś ważnego.
— Luke? Czy... czy możesz mi coś obiecać?
— Hm?...
— Weź już przestań się mazać. — Wyszczerzył ząbki w łobuzerskim półuśmieszku. — Idź tam i nie maż się więcej. Bądź taka, jak zawsze. Wiesz, dlaczego?
Bo chłopaki nie płaczą.
***
Niedaleko na północy na skalistym pagórku siedziały dwa wychudzone lwy, przyglądając się małemu lwiątku znikającemu za linią horyzontu.
— A więc to koniec — westchnęła brązowa lwica, opierając się o zeschnięty pniak. — Nasza ostatnia nadzieja...
— Mylisz się, Kida. To dopiero początek — odrzekł Samawati z powagą, pozwalając świeżym promieniom musnąć swoją zniszczoną grzywę i krwawe ślady pazurów na ciele. Wspominając dopiero co odbytą walkę, wyciągnął popękaną maskę bawoła i z roztargnieniem spojrzał w puste oczodoły.
Nadal spływała po nich krew.
— Ona do nas wróci — stwierdził z niezbitą pewnością. — Kiedyś, za wiele lat, przyjdzie do nas jako kobieta i poprowadzi nas ku zwycięstwu. Wówczas sami Władcy staną po jej stronie, buntując się przeciw grzechom swych poddanych.
A wtedy... będziemy wolni.
***
Luka przez wiele godzin szła przez pustynię, lecz wkrótce nawet ona musiała przyznać przed sobą, że zwyczajnie zabłądziła. Tymczasem skwar nasilał się z każdą minutą, a perspektywa odnalezienia wody wydawała się boleśnie nieprawdopodobna. Lwiczka przysiadła w cieniu rozłożystego kaktusa, zastanawiając się nad tym, co zrobi dalej. Może dołączę do innego stada? A może powinnam się gdzieś ukryć i przeczekać dzień? A może...
W tym momencie jej brzuszek wydał przeciągły burczący protest.
A może powinnam znaleźć coś do schrupania.
Właśnie wtedy, gdy w jej głowie zrodziło się owo postanowienia, ni stąd ni zowąd za sobą usłyszała zadowolony głos:
— Proszę proszę, kogo mu tu mamy. No cześć!
Luka odwróciła się i żołądek niemalże podskoczył jej do gardła. Nad nią stało pięć brązowych kojotów z paszczami pełnymi ostrych zębów, śliniących się na widok łatwego obiadu. Pora sucha odcisnęła na nich bolesne piętno: spod skóry wystawały żebra, a sierść pokrywały niezdrowe plamki. Dziewczyna cofnęła się, ale w kark ukłuły ją ostre kolce kaktusa. Nie miała ucieczki. Potwory zbliżały się, jeżąc sierść i szczerząc zęby. Dziewczynka ze zgrozą uświadomiła sobie, że prawdopodobnie długie dni głodowania zmuszą ich do ostateczności. Nagle uwagę małej przykuła dziwna obroża najbliższego z kojotów.
— A… a co to jest? – ledwie zdołała wymówić te słowa. Jej ciekawska natura była silniejsza nawet niż strach. Pozostała czwórka przewróciła oczami.
— O nie!
— Tylko nie to!
— Znowu to samo!
Wśród kojotów rozpoczęły się jęki i narzekania.
— Cicho! Młoda zadała mądre pytanie. Pytanie, które zasługuje na odpowiedź! Otóż, prezent ten dały mi dwunogie stworzenia o płaskich pyskach i wysokości niemalże dwóch metrów!
— Serio?
— No chyba jak mówię że tak jest, to tak jest, co nie? — najwyraźniej nie był zbyt inteligentny.
Kojot objął Lukę łapą, dotykając rany na lewym boku. Jego kompani oblizali się ze smakiem.
— Widzisz moja droga, stworzenia te nie przypominały niczego, z czym dane mi się było dotąd zetknąć. Prowadzili tak zwane &badania&. Mieli dziwne maszyny i jeszcze dziwniejsze płyny. Ale najdziwniejsze, to były ich zwyczaje. To była przygoda!
— Łał! Nie wiedziałam, że na tych ziemiach są takie istoty.
— Nie na tych. To było tam – wskazał pazurem na wschód. – Daleko.
— Ale tam jest już koniec świata, przecież to Zagranice!
Kojot uśmiechnął się nieco.
— Widziałem tam rzeczy niesamowite a i dowiedziałem się wiele. Musisz bowiem wiedzieć, moje dziecko, ze świat to ogromniasta kula wody, na której osadzone jest sześć wysp głównych i setki małych. Ziemia, po której stąpasz to Afryka, czyli zaledwie jedna z nich. Jest ona wielka i żaden zwierz nie przebył jej całej. A to dopiero początek! Każda z wysp jest inna, i ma inne zwierzęta. W jednej są biało czarne misie, w innej „Kan… kangulury”. Ja byłem na tej zwanej Ameryką i widziałem tam dziwy nad dziwy! Świecące, betonowe bloki zamiast drzew, mnóstwo świateł, stalowe potwory i wiele, wiele innych. Świat jest jeszcze pełen nieodkrytych zagadek i nawet taki cwaniak jak ja nie zna ich wszystkich.
— Zaraz – przerwała Luka – jeżeli świat jest kulą, to znaczy, że da się go okrążyć!
— Tego jeszcze nikt nie dokonał, moja przystaweczko.
— Ja będę pierwsza! Zobaczę stalowe monstra i bloki! Zobaczę wszystkie lwie kraje w całej Afryce, nauczę się wszystkich kultur, poznam wszystkie zwyczaje, zobaczę...
— Oj, chyba nie będziesz miała już okazji – orzekł rozmówca, puszczając lwiątko i nachylając się nad nim, oblizując pysk. Inni zebrani zrobili to samo. Luka spojrzała za siebie , ale kamień odgradzał wszelką ucieczkę. Strugi śliny niemalże dotykały błyszczący nosek lwiątka. Luka w przypływie paniki zrobiła pierwszą rzecz, jaka jej przyszła na myśl. Skoczyła na głowę pierwszego z oprawców, potem drugiego, cudem unikając zmiażdżenia przez potężne szczęki, a następnie przeturlała się pod nogami trzeciego.
— Łapać ją! – krzyknął ten, patrząc pod łapy na uciekający „obiad”. Ale było już za późno.
Luka biegła przez niezmierzone ostępy pustyni, nie oglądając się za siebie, obdarzona nagle nowymi siłami. Całe zło, jakie doświadczyła w życiu stało się paliwem dla strudzonych małych łapek, bezszelestnie obijających się o rozżarzony piasek. Bieg stracił wszystko ze szczenięcej niezdarności i teraz był płynny i szybki, a zarazem równomierny. Temperatura nie mogła temu przeszkodzić. Nic nie mogło. Niczym pędząca maszyna bez ograniczeń, młode sunęło wciąż naprzód i naprzód, dając upust skotłowanym i tłumionym dotąd uczuciom. Bieg trwał cały dzień, ciągle na wschód i ciągle pewny oraz mocny. Dopiero wieczorem nieodparte zmęczenie uderzyło jak grom.
Język stał się suchy i sztywny jak kawałek deski, a poduszki łap okaleczone. Puchate dotąd futerko było teraz zlepione i brudne, a rana na lewym boku zaschła się i spuchła, przez co pieczenie okazało się prawie nie do wytrzymania. I jeszcze ten przejmujący głód ssał w żołądku.
Na szczęście okolica zaczęła powoli coraz bardziej się zielenić, a nieopodal młode znalazło się jezioro. Młode bez zastanowienia wskoczyło wprost do niego. Woda była zimna i kojąca. Dawała ulgę w zmęczeniu i bólu; obmyła ranę i obolałe łapki. Luka zanurzyła się cała i przyjemny chłód po dniu i nocy spędzonych na pustyni ogarnął całe ciało. Po raz kolejny miała wrażenie, że woda zmywa z niej wszelkie smutki.
Podwodny świat niczym nie przypominał rzeczywistości. Wodorosty delikatnie tańczyły w rytm wody, a kolorowe rybki spokojnie przepływały obok lwiątka. Żadne z nich o niczym nie wiedziało, żyjąc własnym spokojnym rytmem. Luka chętnie zostałaby tu dłużej, ale w płuckach zabrakło jej powietrza i musiała się wynurzyć. Po paru godzinach brodzenia i odpoczynku znów nastał głód, uderzając z poczwórną siłą. Młode wyszło z wody i otrzepało się, uginając się na nogach miękkich jak z waty. Jeszcze nigdy nie była zmuszona do tak potwornego wysiłku.
Po zaspokojeniu pragnienia, Luka postanowiła znaleźć nocne schronienie. Trwało to dosyć długo, ale w końcu się udało.
Jaskinia była niewielka, zapuszczona i brudna, ale lwiątku po takich przeżyciach, jakich doświadczyło i nocy w pełnym biegu, zupełnie wystarczyła. Luka spojrzała na zachód, a rozmyślając o wszystkim, co ją spotkało. W oddali, na północ widniały góry, a wokół było parę drzewek i trochę trawy — sawanna. Młode nie mogło zrozumieć, dlaczego los wyrządził mu taką krzywdę. Czy naprawdę grzechem jest urodzić się innym?
Taka urodziłam się
Twarz inną Bóg mi dał
Tak że gdy przyszłam na świat,
Własny ojciec mnie wyśmiał.
Lecz nadzieję mam,
Że dojdę właśnie tam,
Gdzie mogę wreszcie rzec, że to
Jest mój dom...
Że to jest mój dom...!

Ref. Jestem sobą! Jestem Luka!
I choć serce cicho zrozumienia szuka,
To dziś już wiem: nie chcę go!
Dziś odkryłam, czego chcę
Nie ulegnę złu świata.
To jest właśnie to czym pragnę być.
Jestem sobą...

Los odebrał ciepły dom
Ciemność ogarnęła mnie,
Cały czas być zawsze tą
Co zrządzeniem świata jest.
Lecz nie poddam się!
Światu rzucę wyzwanie
Dziś do powiedzenia mam, o mnie: czy ulegnę(?) Nie!

Ref. Jestem sobą! Jestem Luka!
I choć serce cicho zrozumienia szuka
To dziś już wiem: nie chcę go!
Dziś odkryłam, czego chcę.
Nie ulegnę złu świata.
To jest właśnie to czym pragnę być.
Jestem Luka...

Życie darem jest, wykorzystam go i teraz tak zaśpiewam: cel znalazłam, dziś cel znalazłam...
Marzeniami kieruję się i to już dobrze wiem: cel znalazłam. Już cel znalazłam!
Ref. Jestem Luka! Jestem sobą!

I choć serce cicho zrozumienia szuka
To dziś już wiem: nie chcę go!
Dziś odkryłam, czego chcę
Nie ulegnę złu świata.
To jest właśnie to czym pragnę być.
Cała ja...

Marzeniami kieruję się i to już dobrze wiem:
Przeszłość zostawię za sobą i teraz tak zaśpiewam: Dziś już wiem, czego chcę. Nie ulegnę złu świata.
To jest właśnie to czym pragnę być.
Sobą jestem...
(Tekst piosenki napisany do: https://www.youtube.com/watch?v=TiBbmOcHJOE Oryginalny wykonawca: Demi Lovato.)
Luka jeszcze parę razy zanuciła „sobą jestem”, leżąc na mchu, a potem zmożył ją sen i ciche pochrapywanie było jedyną oznaką życia lwiątka.

***

I tak minął pierwszy dzień Wielkiej Podróży Luki. Lwiątko przemierzało bezkresne równiny Afryki zupełnie samo.
Postanowiło więcej nie wracać do przeszłości. Oczywiście, często myślała o rodzeństwie, jak im się wiedzie, czy wydarzyło się coś ciekawego... ale nawet to było zapamiętywane tylko przez mgłę. Luka dużo też rozmyślała o mamie, o  jej zdrowiu,  o tym jak się czuje i czy już wyzdrowiała. Ale w końcu przyjęła tę bolesną prawdę, że najpewniej umarła.
Młode nie szukało towarzystwa. Już dawno straciło nadzieję na to, że ktokolwiek jest zdolny je polubić.
Na początku Luka jedzenie zdobywała okradając stada. Nigdy nie zabierała więcej mięsa, niż potrzebowała. Później postanowiła nauczyć się polować. Udało jej się to dopiero za piątym razem i to o wiele wcześniej niż innym lwom w jej wieku.
Czas płynął. Luka wyrosła na silną, niezależną dziewczynę. Niedogodności losu wyostrzyły aż nadto wszystkie zmysły. Puchate, matowe futerko zmieniło się w lśniące, mocne i zdrowe futro, różowe pazurki stały się twarde i pewne. Luka nie była już małą  ,,piłeczką" ale stała się smukła i szczupła. Jej sylwetka, o wiele drobniejsza i mniejsza od innych lwic w jej wieku, ułatwiała długie samotne podróże i pozostawanie w ukryciu. Ale największą zaletą fizyczną lwicy zdecydowanie był bieg.
Luka była zdolna biegać dniami i nocami na pełnych obrotach. Jej prędkość osiągała niespotykaną dotąd skalę wśród lwów, do czego przyczyniały się malutka postura i stalowa kondycja. Bardzo ułatwiało jej to przeżycie w trudnych warunkach, szczególnie, że w ostatecznym rozrachunku miała bardzo niewiele siły.
Przez góry i doliny, przez jeziora i pustynie, dżungle i kamienne skały, podróż trwała i trwała bardzo długo.
Król Lew: Historia Nieznana - Luka i gwiazdy
Nawet nie przypomina Luki ;/ Ale... chyba nie jest tak źle :3

Luka poznawała różne lwie kultury, zwyczaje, a nawet religie. Jej rozpalony umysł chłonął wszystkie informacje, spragniony wiedzy i nowych doznań.
Z wiekiem około osiemnastu* lat przyszedł instynkt stadny, który niósł ze sobą chęć znalezienia partnera i dołączenia do innej grupy lwów. Oczywiście podczas wałęsania się po świecie napotkała paręnaście samotnych samców poszukujących partnerki, jednakże albo nie miała śmiałości  aby chociaż podejść i się poznać, albo po prostu się bała. Wreszcie poddała się i dała spokój wszelkim zalotom. Później już po prostu straciła nadzieję na ogólną akceptację, więc dalej podróżowała.
Mimo bólu, którego doświadczyła, nie zamieniła się w ponurego obieżyświata, który chodzi ze spuszczoną głową w cieniu drzew i mroku gór. Wręcz przeciwnie — odpowiadała uśmiechem na smutek, radością na łzy i dobrem za zło. Często chodziła uśmiechnięta i miała zawsze dobry humor. Luka była prawie niezniszczalna. Bez lęku skakała z wodospadów, odbijała się od drzew i biła rekordy. Ba! Kochała ryzyko i stawianie granic coraz wyżej i wyżej, często wbrew zdrowemu rozsądkowi. Igrała z prawami fizyki, wdrapywała się po drzewach,  ciesząc się pełnią młodzieńczego wieku.
Pewnego dnia jej podróże zaprowadziły ją na spalone słońcem ziemie, które od razu uznała za opuszczone. Nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek był w stanie żyć na tych piaszczystych spękanych równinach, na których od czasu do czasu pojawiały się strzeliste kopce termitów wznoszące ku górze niczym zaklęte wieże. Nie chciała już się wracać, bowiem miała nadzieję, że wkrótce ponury krajobraz się skończy i znów będzie mogła beztrosko hasać po sawannianych łąkach.
Znalazłszy błotnistą sadzawkę, wzięła kilka łyków, całkowicie zapominając o ostrożności. Lecz gdy poczuła na sobie cudze spojrzenie i zorientowała się, że ktoś na nią poluje, było już za późno.
Ni stąd ni zowąd spomiędzy poczerniałych krzewów wyskoczył czarny kształt i w błyskawicznym tempie przygniótł ją do ziemi. Lwica poczuła ogromny ciężar na karku i ze zgrozą zdała sobie sprawę, że nie może się poruszyć. Tymczasem nieznany lew chwycił ją za włosy i pociągnął w swoją stronę. Kątem oka ujrzała błysk dwóch palących się na czerwono ślepiach i usłyszała przy uchu ochrypły głos niemalże mogła wyczuć tłumiony w nim wredny śmiech:
Zrobiłeś ogromny błąd, przybyszu, wkradając się na Ziemię Wyrzutków. - przed jej oczami błysnęły ostre pazury. Teraz się zabawimy.

****************************************************
Poprzedni rozdział: Zatarty Szlak - Rozdział I
Następny rozdział: Zatarty Szlak - Rozdział III
****************************************************
Witajcie, kochani Towarzysze Czytelnicy! Nareszcie udało mi się dodać rozdział c: Luka jest już dorosłą lwicą, ale czy to znaczy, że już nigdy nie wróci do swojego królestwa?... Otóż mogę wam obiecać, że Siedem Władców nie powiedziało jeszcze ostatniego zdania :3
Bardzo dziękuję wam za porady dotyczące pisania Historii Ramsay'a c: Otóż postanowiłam, że skoro Ramsay jest bohaterem Historii Nieznanej, pozostanie na tym blogu, lecz otrzyma własną małą serię poboczną, którą będę wypuszczać raz - dwa razy w miesiącu w środy :) Jego opowieść jest stanowczo za długa, nawet na trzyczęściowy odcinek (a czteroczęściowy byłby już przesadą), więc poświęciłam mu osobną zakładkę. Ponieważ kolejne 12 rozdziałów Historii Nieznanej mam już od dawna napisane, myślę, że nie powinnam mieć problemu z publikowaniem dwóch historii jednocześnie (jeżeli oczywiście chce wam się dwie naraz czytać ;D ). Postaram się dodawać teraz rozdziały co tydzień ^-^
No to teraz pytanka!
1. Co sądzicie o Luce jako o postaci po odcinkach: Historia Luki i Zatarty Szlak?
2. Jak sądzicie, czy przepowiednia Sawatiego się spełni?
3. Kim mógł być lew, który zaatakował lwicę?
Pozdrawiam was wszystkich i serdecznie dziękuję wam za przeczytanie rozdziału! ;*


* w przeliczeniu na lata ludzkie

5 komentarzy:

  1. Jejka! Tak bardzo się cieszę, nie mogłam się doczekać! A jako, że jestem szczęśliwa, to ci odpowiem.
    - Hmm... Jednocześnie wydoroślała, a jednak wciąż jest taka sama 😅
    - No oczywiście
    - kim... Może ojciec Kovu? Taka moja wyobraźnia...

    I nie wiem, czy mogłabym cię poprosić o nagłówek na Idalię. Proszę... Dobra, koniec żebrania, pozdrawiam! *Jakbyś zrobiła nagłówek (znowu to żebractwo ), to wyślij mi na gmaila, embershewolf@gmail.com

    Pozdrawiam jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej,czyli ten lew jednak próbował ją zabić. Smutno mi, myslalam, ze ją puści. no ale K. przynajmniejj się wykazał. W ich dialogu dziiwło mnie, że nazywałaś Lukę "Luke", jakby z angielska. Dziwnie trochę :D
    Pierwszy dzień Luki musiał być ciężki. podobało mi się spojrzenie zwierząt na ludzi, to było zabawne :D
    Póxniej było mi smutno, że tak syzbko pobieglas z akcja. napisałaś, że " po piewszym dniu na wygnaniu " czy jakoś tak, wiec myślałam,że bedziesz opisywac następne, a Ty przeskoczyłaś aż do dojrzałości lwicy. Wg mnie - za szybko. Lepiej wygladałoby, jakbyś opisała próby Luki, aby zprzyjaźnić się z inymi lwami, albo to, jak poznawała ine kultury czy wierzenia, a może to, jak spotkała ludzi? trochę to takie, mam wrażenie, urwane. no i lwich lat chyba nie liczy sie jak luldzkich (to do tych osiemnastu lat xD).
    Ponadto, ona całe zycie biegła gdzieś, biedna... najsmutniejsze zdanie w całym rozdziale. Końcówka dobra, bo przerwana w odpowiednim momencie, aby czytelnik zadawał sobie pytanie: wtf xD Lwem może jest ten mordrca, który jako pierwszy próbwał zabić Lukę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz! ;)
      Karaha zawsze nazywał Lukę "księciem Luke", to nieodłączny element jego dręczycielskiej natury ;D
      Chmm, może rzeczywiście troszkę się pospieszyłam, ale to dlatego, że przygodom Luki przy swojej Wielkiej Podróży poświęcony jest osobny odcinek c: Ona również często będzie wspominać, co się wydarzyło przez ten okres w jej życiu i czego się nauczyła, więc ten wątek będzie jeszcze rozwinięty ;)
      Haha, chodziło mi o przeliczenie ;D Ale klasycznie zapomniałam, że czytelnik w mojej głowie nie siedzi, już to poprawiam ;*
      Pozdrawiam ciepło! ~ EvilRay

      Usuń
  3. Kolejny rozdział!
    Nie mogłam się doczekać. Historia Luki powinna dostać jakąś nagrodę! <3 Ale nie, rozdział wyszedł ci rewelacyjnie.
    Jak ty to robisz że piszesz tak długie rozdziały?!
    Pytanka:
    1. Jest dorosła, ale jednak na razie (podkreślam na razie) sama :(
    2. Wydaje mi się ża tak, ale kto to wie! :)
    3. Może to był, Nath(?)
    Pozdrawiam cieplutko~Twoja Emily

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu! :) Może Luka wreszcie kiedyś znajdzie bratnią duszę?
    Wydaje mi się, że przepowiednia może się spełnić. :)
    A ten lew, może Nuka?
    pozdrawiam czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń